Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/63

Ta strona została przepisana.

Foggiem, przywdział togę, poprawił perukę i zwrócił się do przysięgłych.
Zaczął od oświadczenia, iż nigdy, w całym przebiegu swego zawodu, od pierwszych chwil, gdy się oddał studjom prawniczym, nie przystępował do żadnej sprawy z tak głębokiem wzruszeniem i poczuciem tak wielkiej odpowiedzialności, odpowiedzialności, którejby nigdy na siebie nie był przyjął, gdyby nie miał przekonania, równającego się pewności, iż słuszna sprawa jego klijentki, zwiedzionej i obrażonej w najczystszych jej uczuciach, przeważy w myśli dwunastu gentlemanów, inteligentnych, szlachetnych i wspaniałomyślnych, których widzi przed sobą.
Adwokaci zwykle tak zaczynają, gdyż zadowalnia to przysięgłych, dając im do zrozumienia, iż są ludźmi, których trudno oszukać. Ten wstęp adwokata miał oczywisty skutek, gdyż wielu przysięgłych poczęło natychmiast robić obszerne notaty.
„Panowie dowiedzieliście się już od mego uczonego przyjaciela“, mówił dalej pan Buzfuz, chociaż dobrze wiedział, iż panowie niczego się od jego uczonego przyjaciela nie dowiedzieli, „dowiedzieliście się od mego uczonego przyjaciela, iż jest to sprawa o naruszenie obietnicy małżeństwa, w której żądamy odszkodowania za stracone korzyści w wysokości 1500 funtów szterlingów; ale nie dowiedzieliście się od mego uczonego przyjaciela, ponieważ nie leżało to w atrybucjach mego uczonego przyjaciela, o faktach i okolicznościach towarzyszących tej sprawie. Te fakty i okoliczności usłyszycie ode mnie, fakty stwierdzone przez dwie damy godne zaufania, które przedstawię wam na tej trybunie“.
Tu pan Buzfuz, z wymownym naciskiem na słowie „trybunie“, uderzył majestatycznie pięścią o stół, spoglądając przytem na Dodsona i Fogga, którzy wyraziście okazali swe uwielbienie dla adwokata i oburzenie dla obrońcy strony przeciwnej.
„Oskarżycielka“, mówił dalej pan Buzfuz głosem łagodnym i melancholijnym, „oskarżycielka jest wdową. Tak jest, panowie, wdową. Ś. p. pan Bardell, zaszczycany przez długie lata szacunkiem i zaufaniem swego monarchy, jako jeden z dozorujących jego królewskie dochody, odszedł cicho i prawie niepostrzeżenie z tego świata, szukając w innym spokoju i wypoczynku, których urząd celny nigdy nie daje“.
Przy tym poetycznym opisie zejścia pana Bardell (któremu kuflem rozwalono głowę podczas bójki w szynku), głos uczonego adwokata zadrżał i ucichł na chwilę. Potem obrońca zaczął znów z wielkiem wzruszeniem:
„Na jakiś czas przed śmiercią, upamiętnił on podobiznę swoją w małym chłopczyku. Z tem dziecięciem, jedynym za-