Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/66

Ta strona została przepisana.

szy czas, jak gdyby zamierzał stopniowo zerwać z moją klijentką; ale wykażę wam także, iż w epoce tej postanowienie jego nie było jeszcze stanowcze, czy to dlatego, że dobre jego uczucia wzięły górę, jeżeli wogóle ma dobre uczucia, czy też dlatego, że wdzięki i przymioty mojej klientki zdołały przezwyciężyć w nim nieludzkie zamiary, gdyż dowiodę wam, że pewnego razu, powróciwszy z podróży, zrobił jej zupełnie wyraźną propozycję małżeństwa, postarawszy się wszakże przedtem, by nie było żadnego świadka tej uroczystej rozmowy. A jednak jestem w stanie dowieść wam zeznaniami trzech jego przyjaciół, którzy muszą zeznać, choćby nie chcieli, iż tego samego poranka zastali go, gdy trzymał oskarżycielkę w objęciach i usiłował złagodzić jej wzruszenie perswazją i pieszczotami“.
Ta część mowy uczonego adwokata wywarła na słuchaczach widoczne wrażenie. On zaś, wydobywszy ze swej torby dwa szpargały, mówił dalej:
„A teraz, panowie, jeszcze jedno słowo. Na szczęście wyszukaliśmy dwa listy, które, jak zeznaje sam oskarżony, od niego pochodzą, a które więcej mówią niż całe tomy. W listach tych odbija się cały charakter tego człowieka. Nie są one pisane językiem szczerym, wymownym, namiętnym, niema w nich wyrazów pełnych uczucia. Nie: są ostrożne, przebiegle, ułożone w słowach dwuznacznych, które jednak, na szczęście, są bardziej przykonywujące, niż gdyby zawierały wyrażenia najnamiętniejsze, obrazy najpoetyczniejsze. Listy te należy bardzo ostrożnie badać. Pickwick układał je bowiem w ten sposób, by w błąd wprowadzić każdą trzecią osobę, w którejby ręce wpadły. Odczytam wam, panowie, pierwszy z tych listów: „Garraway, południe, Kochana Pani B.! Kotlety z sosem pomidorowym. Z poważaniem Pickwick“. Kotlety! Sprawiedliwe nieba! I sos pomidorowy! Panowie, czyż godzi się szczęście i spokój czułej i niczego nie przeczuwającej kobiety niszczyć w tak podstępny sposób. Następujący list nie ma daty, co już samo przez się jest podejrzane, „Kochana pani B.! Powrócę do domu dopiero jutro rano; dyliżans spóźnił się“. A dalej następuje wyrażenie, godne wszelkiej uwagi: „Niech się pani nie martwi wygrzewaczką“. Wygrzewaczką! Ależ, panowie, któżby się martwił wygrzewaczką? Kiedyż to spokój, czy to mężczyzny, czy kobiety, zamącony został przez wygrzewaczkę, która sama przez się jest sprzętem domowym, niewinnym, pożytecznym, i, dodam nawet, wygodnym? Dlaczegóż to panią Bardell tak mocno zaklina, ażeby się nie martwiła wygrzewaczką? Chyba, że (i co do tego niema wątpliwości) wyraz ten zawiera aluzję do ognia ukrytego, jeżeli już wprost napomyka na jakieś pieszczotliwe wyrażenie, lub obietnicę, ubraną w formy zagadkowej korespondencji, prze-