wrotnie obmyślanej przez Pickwicka, przygotowującego nikczemną zdradę, której, przyznać muszę, wytłumaczyć nie potrafię? Wreszcie co znaczą te wyrazy: „Dyliżans spóźnił się?“ Nie dziwiłoby mię, gdyby stosowały się do samego Pickwicka, który rzeczywiście bardzo się spóźnił w całej tej sprawie; jestem jednak przekonany że szybkość tego spóźnionego dyliżansu niespodziewanie się zwiększy, gdy wy, panowie, posmarujecie mu koła!“
W tem miejscu pan Buzfuz zatrzymał się, by zobaczyć, czy przysięgli śmieją się z tego żartu, ale ponieważ nikt dowcipu nie zrozumiał, wyjąwszy kupca korzennego, który właśnie dziś rano smarował koła swego wozu, więc uczony adwokat uznał za właściwe przejść na zakończenie, znów do sentymentalnego tonu.
„Dość tego, panowie; trudno śmiać się, gdy serce rozdarte i źle jest żartować, gdy przebudzą się nasze najgłębsze sympatje. Cała przyszłość i wszystkie nadzieje mojej klijentki zniszczone. Że dom jej jest pusty, to nie jest żadną figurą retoryczną. Napis „do wynajęcia“ nie wisi na bramie a jednak niema lokatora. Bezżenni mężczyźni, wśród których wybieraćby można, często mijają ulicę Goswell, a jednak niema zaproszenia, by się zgłosili do środka. Wszystko jest ponure i milczące w mieszkaniu pani Bardell; nie słychać nawet głosu jej synka, zarzucił bowiem swe gry niewinne, odkąd jego matka plącze i rozpacza. Nie słyszy on już zwykłego wołania swych kolegów; „tylko bez szachrajstwa!“, stracił całą zręczność, jaką rozwijał dawniej w grze w cetno czy licho. A Pickwick, panowie, Pickwick, niegodny burzyciel tej domowej oazy, która niegdyś zieleniała na pustyni ulicy Goswell, Pickwick, który dziś staje przed wami ze swym piekielnym sosem pomidorowym i nikczemną wygrzewaczką, Pickwick dotąd nosi dumnie swe miedziane czoło i drapieżnie spogląda na ruinę, której jest sprawcą. Odszkodowanie za stracone korzyści, wysokie odszkodowanie, panowie, to jedyna kara, na jaką możecie go skazać, jedyna pociecha, jaką możecie sprawić mojej klijentce; i w tej to nadziei odwołuje się ona obecnie do rozsądku, wielkoduszności, taktu, sumienia, bezstronności i współczucia sądu przysięgłych, złożonego z tak zacnych obywateli“.
W trakcie tego pięknego zwrotu pan Buzfuz usiadł, a pan sędzia Starleigh przebudził się. Po minucie adwokat Buzfuz podniósł się z nową mocą i zażądał, by zawezwano Elżbietę Cluppins.
Najbliższy woźny zawołał: „Elżbieta Tuppins!“ drugi, nieco dalej stojący: „Elżbieta Sopkins!“, trzeci wreszcie podszedł ku samym drzwiom i krzyknął: „Elżbieta Muffin!“
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/67
Ta strona została przepisana.