W międzyczasie panią Cluppins podprowadzili panowie Dodson i Fogg ku trybunie świadków. Gdy się tam umieściła na najwyższym stopniu, pani Bardell stanęła przy niej cokolwiek niżej, trzymając w jednej ręce chustkę do nosa i kalosze swej przyjaciółki, w drugiej szklaną flaszkę, mogącą zawierać około pół funta soli angielskich, na wszelki wypadek. Pani Sanders, z oczyma zwróconemi ku sędziemu, stanęła koło pani Bardell, trzymając w ręku parasol a wielki palec umieściwszy wprost na zamku swej torebki, by w razie czego natychmiast wydobyć środki orzeźwiające.
„Pani Cluppins“, rzekł pan Buzfuz, „proszę, niech się pani uspokoi“.
Rozumie się, że po tem wezwaniu pani Cluppins poczęła szlochać tak gwałtownie, że kamieńby się wzruszył, okazujac przytem niepokojące symptomaty zbliżającego się omdlenia, gdyż, jak później mówiła, nie mogła zapanować nad swem wzruszeniem, że zdawało się, iż każdej chwili gotowa zemdleć. Po kilku zapytaniach mniejszej wagi, pan Buzfuz powiedział:
„Czy przypomina pani sobie“, zapytał adwokat Buzfuz po kilku własnych pytaniach, „że znajdowała się pani w drugim pokoju na pierwszem piętrze u pani Bardell, pewnego poranku w czerwcu, gdy dama ta porządkowała apartament pana Pickwicka?“
„Tak jest, milordzie i wy, panowie przysięgli“, odrzekła pani Cluppins.
„Ale pokój pana Pickwicka był, o ile wiem, na pierwszem piętrze i od strony ulicy?“
„Tak, panie“, odparła pani Cluppins.
„Co pani robiła w drugim pokoju?“ zapytał sędzia.
„Panowie!“ zawołała pani Cluppins z przejmującem wzruszeniem, „nie chcę panów oszukiwać...“
„I dobrze pani robi“, rzekł sędzia.
„Znajdowałam się tam bez wiedzy pani Bardell. Wyszłam z domu z koszykiem, by kupić trzy funty kartofli, co nie kosztuje więcej niż półczwarta pensa, gdy wtem widzę, że drzwi domu pani Bardell są otwarte. Weszłam tedy, by powiedzieć jej dzień dobry i przeszedłszy najspokojniej schody, dostałam się do drugiego pokoju... i... i...“
„I zaczęła pani podsłuchiwać?“ wtrącił pan Buzfuz.
„Bardzo pana przepraszam“, odparła żywo pani Cluppins, „brzydzę się wszelkiem podsłuchiwaniem. Ale mówiono bardzo głośno i wyrazy przemocą wdzierały się do mych uszu“.
„Bardzo dobrze! Pani nie podsłuchiwała, ale słyszała. Jeden z tych głosów był głosem pana Pickwicka?“
„Tak jest, panie“.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/68
Ta strona została przepisana.