przysiąc, by pan Pickwick nie użył wyrażeń, które przytoczyłem? Czy dobrze zrozumiałem pana?“
„Nie, nie mógłbym przysiąc“, odrzekł pan Winkle.
Pan Skimpin usiadł z miną triumfującą.
Do tej pory sprawa pana Pickwicka nie szła tak szczęśliwie, by mogła wytrzymać ciężar nowych zarzutów; ponieważ jednak chciano ją ukazać w możliwie najlepszem świetle, więc pan Phunky podniósł się, by przy powtórnem przesłuchaniu wydobyć choć cokolwiek ważnego z pana Winkle. Zobaczymy zaraz, czy rzeczywiście mu się to udało.
„Sądzę, panie Winkle“, powiedział, „iż pan Pickwick nie jest już młodym człowiekiem“.
„O, nie!“ odrzekł pan Winkle, „mógłby być moim ojcem“.
„Powiedział pan memu uczonemu przyjacielowi, że zna pana Pickwicka oddawna. Czy miał pan kiedy powody, by przypuszczać, iż ma on zamiar ożenić się?“
„O, nie! Nigdy!“ odpowiedział pan Winkle z takim zapałem, że pan Phunky powinienby był conajprędzej ściągnąć go z trybuny świadków.
Praktyczni juryści utrzymują, iż są dwa rodzaje świadków, szczególnie niebezpiecznych: jedni, którzy wszystkiego wypierają się, drudzy, którzy mają za wiele dobrej woli. Przeznaczeniem pana Winkle było, połączyć oba te rodzaje.
„Idźmy dalej“, ciągnął pan Phunky z miną zadowoloną i pełną ufności. „Czy dostrzegł pan kiedy w postępowaniu pana Pickwicka z inną płcią cośkolwiek takiego, coby mogło pana wprowadzić na domysł, iż pan Pickwick nie byłby bardzo od tego, by się zrzec życia kawalerskiego?“
„Nie, nigdy!“
„Czy w stosunkach z damami postępowanie jego nie było zawsze postępowaniem człowieka, który doszedł już do pewnego wieku, poprzestaje na właściwych sobie zajęciach i rozrywkach a kobiety traktuje zawsze jak ojciec córki?“
„To nie ulega żadnej wątpliwości“, odpowiedział pan Winkle, szczerze. „To jest... tak... niezawodnie...“
„Czy nie dostrzegł pan w postępowaniu jego z panią Bardell, lub z jaką inną kobietą, czegokolwiek, choćby najmniej podejrzanego?“ dodał pan Phunky, zamierzając usiąść, gdyż pan Snubbin mrugnął na niego.
„Ale n... n... nie“, odrzekł pan Winkle, „z wyjątkiem... pewnego tylko zdarzenia... które, jestem tego pewny... łatwo da się wytłumaczyć“.
To niefortunne wyznanie nigdy by nie wyrwało się świadkowi, gdyby nieszczęśliwy pan Phunky zaraz był usiadł, gdy pan Snubbin dał mu znak, lub gdyby pan Buzfuz powstrzymał był w samym początku badanie. Ale pan Buzfuz nie myślał uczynić tego, gdyż dostrzegł wzruszenie pana
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/72
Ta strona została przepisana.