może mu się w całem jego życiu nie przytrafiło jeszcze, by tak długo milczał.
Pozatem nie zaszło w czasie podróży nic zasługującego na szczególną wzmiankę. Pan Dowler opowiedział kilka anegdot, ilustrujących jego osobistą dzielność, a przy każdej wzywał na świadka panią Dowler. Wtedy ta miła dama przytaczała na dodatek pewne szczegóły, opuszczone przez pana Dowlera a może przez skromność przemilczane przez niego; szczegóły te miały zawsze ten cel, by wykazać, iż pan Dowler jest to człowiek jeszcze bardziej zdumiewający, niż to sam mówił. Pan Pickwick i pan Winkle słuchali wszystkiego z podziwem, w przerwach rozmawiając z panią Dowler, osobą, jak się przekonano, bardzo miłą a nawet czarującą. Tak towarzystwu siedzącemu w powozie bardzo przyjemnie mijał czas, rozłożony na opowiadanie pana Dowlera, powaby jego małżonki, dobry humor pana Pickwicka i świetny talent do słuchania pana Winkle.
Pasażerom na zewnętrznych miejscach wiodło się jak zwykle. Na początku każdego odcinka między stacjami byli bardzo weseli i rozmowni, w środku jego znudzeni i śpiący, a pod koniec bardzo ożywieni i rzeźcy. Jakiś młody jegomość, ubrany w płaszcz gumowy, palił przez cały dzień cygara a drugi jakiś młodzian, przyodziany w parodję płaszcza podróżnego, również zapalał całą masę śmierdziaków, nim jednak zaciągnął się drugi raz, już czuł się niedobrze i wyrzucał je, gdyż przypuszczał, że nikt tego nie widzi. Trzeci zbierał wszystkie swe wiadomości z dziedziny chowu bydła, a jakiś stary pan, który siedział ztyłu, chwalił się swą znajomością gospodarstwa rolnego. Na każdej stacji wsiadali i wysiadali pasażerowie, poczęści w bluzach chłopskich, którzy jechali na gapę i siadali obok konduktora, a mogli pysznić się tem, że znali każdego konia i każdego parobka, spotkanego na tym gościńcu. Ponadto robili uwagi o obiedzie i byli zdania, że może nie byłby nawet o pół korony za drogi, gdyby był tylko czas, by go zjeść. Wkońcu o godzinie siódmej wieczorem, pan Pickwick ze swymi towarzyszami i panem Dowlerem z żoną, wysiedli w hotelu pod „Białym jeleniem“, naprzeciw zakładu kąpielowego w Bath. Tu można było wziąć kelnerów, ze względu na ich ubiór, za gimnazjastów z Werstminster, choć złudzenie to prędko rozwiało się, gdyż zachowywali się znacznie lepiej, niż ci ostatni.
Nazajutrz rano, zaledwie uprzątnięto śniadanie pickwickistów, garson przyniósł bilet wizytowy pana Dowlera, który prosił o pozwolenie przedstawienia jednego ze swych przyjaciół. Wkrótce potem nadszedł sam pan Dowler ze swym przyjacielem.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/84
Ta strona została przepisana.