cych zięciów matek, pozornie zajętych rozmową, ale od czasu do czasu rzucających niespokojne spojrzenie w stronę córek. Te zaś, pomne na macierzyńskie zalecenia, by wykorzystać jak najlepiej urok młodości, roztaczały całą swoją zalotność, zdejmując rękawiczki, bawiąc się szarfami, odstawiając filiżanki i wykonywując mnóstwo drobnych ewolucyj, niż nie znaczących, ale które mogą być wielkiej doniosłości, gdy używają ich odpowiednio wytworne praktykantki.
Przy drzwiach i w odległych kątach młodzi mężczyźni roztaczali wszelkie odcienie elegancji i głupoty, zarozumiali wykwintnisie, bawiący ludzi rozsądniejszych swemi ogromnemi pretensjami, przekonani, na swoje szczęście, iż są przedmiotem powszechnego podziwu i uwielbienia. Mądre to i litośne zrządzenie Opatrzności, na które nie może narzekać żaden rozumny człowiek.
Na krzesłach, pod ścianami, zajęły miejsca niektóre damy niezamężne, w niebezpiecznym już wieku. Nie tańczyły, gdyż nie miały danserów, i nie grały w karty z obawy, by je nie poczytano za stare. Te były w tem szczęśliwem położeniu, że mogły wszystkich obgadywać, nie myśląc o sobie — powiadamy: wszystkich, gdyż tu rzeczywiście byli wszyscy.
Wszędzie pełno było wesołości, blasku i świetności, wszędzie elegancko ubrani panowie i panie, wspaniale lustra, błyszczące posadzki, jaśniejące kandelabry. A na każdym planie tego obrazu, przesuwając się z miejsca na miejsce z niezwykłą zręcznością, to kłaniając się uniżenie jednemu towarzystwu, to poufale kiwając głową drugiemu, a uprzejmie uśmiechając się do wszystkich, odznaczała się wystrojona osobistość Angelo-Cyrusa Bantama esq. dyrektora kąpielowego.
„Zejdź pan do sali, gdzie piją herbatę i każ jej i sobie dać za sześć pensów. Gorącą wodę nazywają tu herbatą“, rzekł głośno pan Dowler do pana Pickwicka, który szedł naprzód pod rękę z panią Dowler. Pan Pickwick zwrócił się więc ku wskazanej sali. W tej chwili pan Bantam, ujrzawszy go, prześliznął się przez tłum i powitał filozofa z wielkiem zapałem.
„Kochany panie! To prawdziwy zaszczyt... Całe Bath jest zachwycone... Pani Dowler! Jesteś pani ozdobą tej sali. Pióra masz pani przecudne. Ba-je-czne!“
„Czy jest tu kto z towarzystwa?“ zapytał pan Dowler pogardliwie.
„Towarzystwa? Wybór, e-li-ta!... Panie Pickwick, czy widzi pan tę damę w gazowym turbanie?“
„Tę starą, tłustą?” zapytał pan Pickwick niewinnie.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/89
Ta strona została przepisana.