powinien się zatrzymać, gdyż napis ten poleca względom kuracjuszów nędzę zasługującą na wsparcie. Szeroka barjera oddziela basen marmurowy, z którego posługacz czerpie wodę, podawaną potem w żółtych kubkach. Bardzo to budujący i pouczający widok, gdy się patrzy, z jakiem przejęciem kuracjusze łykają ją! Zaraz pod ręką są łazienki, w których część towarzystwa może się kąpać. Przygrywająca orkiestra jakby ich chwaliła za to, że to czynią. Jest jeszcze druga sala, do której wwożą chorych panów i panie w tak rozmaitych wózkach i krzesłach, że żądny przygód osobnik, który tam wejdzie, naraża się na utratę kilku palców u nóg. Jest i trzecia sala, dokąd chodzą ludzie, szukający spokoju, jest w niej bowiem o wiele ciszej niż w tamtych. Spacerowiczów wszędzie mnóstwo — o kijach lub bez, z laskami lub bez, wszędzie rozbrzmiewa śmiech, wesołość.
Co rano osoby, sumiennie pijące wody, pomiędzy któremi naturalnie znajdował się i nasz filozof, zgromadzały się w sali Źródlanej, połykały przepisaną ilość ćwierćlitrowych szklanek i przechadzały się według przepisu. Na promenadzie spotykali się lord Mutanhead, szanowny pan Crushton, owdowiała lady Snuphanuph, pani pułkownikowa Wugsby i całe wyborowe towarzystwo, oraz wszyscy, którzy rano piją wodę. Potem udawano się na spacer za miasto, piechotą, w powozach, lub lektykach, aż wkońcu znów zbierano się w sali Źródlanej. Wtedy mężczyźni przechodzili na chwilę do czytelni; a potem wszyscy rozchodzili się do domów. Wieczorem, gdy był teatr, udawano się na widowisko, gdy był bal, spotykano się w sali balowej; gdy nie było ani jednego ani drugiego, spotykano się dnia następnego. Był to bardzo miły tryb życia, któremu możnaby tylko zarzucić trochę jednostajności.
Po jednym dniu spędzonym w ten sposób, pan Pickwick, którego przyjaciele udali się już na spoczynek, siedział jeszcze nad swemi notatami, gdy wtem usłyszał lekkie pukanie do drzwi.
„Bardzo przepraszam pana“, rzekła właścicielka domu, pani Craddock, wsuwając głowę przez drzwi, „czy pan czego nie potrzebuje?“
„Nie, pani“, odrzekł pan Pickwick.
„Moja córka poszła spać, a pan Dowler jest tak łaskaw, iż przyrzekł czekać na panią Dowler, która dziś wróci późno. Gdyby pan nie miał jakiego zlecenia, to i ja poszłabym spać“.
„Bardzo dobrze pani zrobi“, odparł pan Pickwick.
„Życzę panu dobrej nocy“.
„Dobranoc pani“.
Pani Craddock zamknęła drzwi, a pan Pickwick wziął się znów do pisania. W niespełna pół godziny skończył.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/93
Ta strona została przepisana.