jeżdża rok rocznie do Bath pić wody, z których czerpią wiele siły i pociechy. Jest to najlepszy dowód skuteczności łez księcia Bladuda i przemawia za prawdziwością tej wersji legendy“.
Pan Pickwick ziewnął kilkakrotnie, gdy skończył czytać ten mały rękopis; złożył go starannie i schował do szuflady, poczem z twarzą wyrażającą niewątpliwe zmęczenie zapalił święcę i udał się do siebie na górę.
Według zwyczaju zatrzymał się przed drzwiami pana Dowlera i, zapukawszy lekko, powiedział mu dobranoc.
„A!“ zawołał pan Dowler, „idzie pan spać? Bardzobym pragnął uczynić to samo. Co za szkaradny czas! Czy słyszy pan, jak wyje wicher?“
„Okropnie!“ odrzekł pan Pickwick; „dobranoc“.
„Dobranoc!“
Pan Pickwick poszedł do swej sypialni, a pan Dowler znowu zasiadł przed kominkiem, by spełnić nierozsądne przyrzeczenie, że będzie czekać na powrót swej żony.
Mało jest rzeczy tak nieprzyjemnych, jak czuwanie i czekanie na kogokolwiek, zwłaszcza gdy osoba, na którą czekamy, bawi się tymczasem w najlepsze. Trudno się opędzić myśli, iż czas, który nam wlecze się tak powolnie, osobie tej upływa bardzo szybko; a im więcej o tem myślimy, tem mniej mamy nadziei, by wnet przybyła. Nawet stuk zegara jest wówczas jakby powolniejszy. To zdaje się nam, iż czujemy świerzb w prawem kolanie, to znów w lewem; gdy tylko zmienimy położenie, doznajemy takiego samego uczucia w ramieniu; kurczymy się i wykręcamy na tysiąc sposobów; wtem zaświerzbiało w nosie, który zaczynamy drapać, jakbyśmy go chcieli wyrwać, co też uczynilibyśmy niezawodnie, gdyby tylko było można. Wszystkie te przypadłości nerwowe i wiele innych tym podobnych czynią bardzo wątpliwą przyjemność czuwania, kiedy już wszyscy w domu pokładli się spać.
Takiego też zdania był pan Dowler, który, siedząc przy kominku, odczuwał cnotliwe oburzenie na nieludzkich tancerzy, zmuszających go do niespania. Humor jego wcale przytem się nie polepszał na myśl, iż to on sam udał ból głowy, by pozostać w domu. Wkońcu, zdrzemnąwszy się wpierw kilkakrotnie, przyczem parę razy pochylił się ku kominkowi i omal że nie poparzył sobie twarzy, pan Dowler postanowił położyć się na chwilę, rozumie się nie dlatego, by spać, ale by myśleć.
„Mam sen bardzo twardy“, powiedział do siebie, wyciągając się na łóżku; „ale zdaje mi się, że usłyszę, gdy zapukają do drzwi. Tak, tak, będę słyszał.... przecież słyszę kroki nocnego stróża... Ah, ah!...“
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/98
Ta strona została przepisana.