wicie prawdą; „nie spodziewałem się, by, pomimo wszystko, tak mię to obeszło, że odjechała“.
„Powinno cię też obejść“, rzekł Sam.
Weller kiwnął głową i znów utkwił oczy w ogień, otoczył się obłokiem dymu i zapadł w głębokie rozmyślania. Po długiem milczeniu zaczął znów, ręką odganiając dym.
„Ach, mówiła jeszcze tak mądrze, Sammy“.
„Co mówiła?“
„Myślę wówczas, kiedy leżała chora“, odparł stary.
„Ale co takiego?“
„Zaraz ci powiem. „Weller“, powiedziała mi, „obawiam się, iż nie byłam dla ciebie taka, jaka być powinnam. Ty jesteś dobry człowiek, z najlepszem sercem — mogłam zrobić dom twój daleko przyjemniejszym dla ciebie. Teraz, kiedy już zapóźno“, powiedziała, „przekonywam się, iż jeżeli kobieta zamężna chce być miłą Bogu, to naprzód powinna wypełniać wszystkie swe obowiązki w domu, aby tym, którzy ją otaczają, uczynić życie szczęśliwem i przyjemnem. Może wprawdzie chodziła do kościoła, do kaplicy, czy gdzie tam, ale nie może uważać, że w ten sposób opłacze swe lenistwo, albo sobkostwo, ale coś jeszcze gorszego. Ja postępowałam przeciwnie i straciłam czas i pieniądze dla ludzi, używających czasu i pieniędzy na jeszcze gorsze cele. Ale gdy mnie już nie stanie, Wellerze, sądzę, że pozostanę w tej pamięci taka, jaka byłam z natury, przed poznaniem tych ludzi“. „Zuzanno“, powiedziałem jej. Właściwie nie wiedziałem, co powiedzieć, Samiwelu, bo byłem bardzo wzruszony; niema co temu przeczyć. „Zuzanno“, powiedziałem, „jedno z drugiem wziąwszy, byłaś bardzo dobrą żoną, więc nie mówmy o tem. Nabierz odwagi, moja kochana, a dożyjesz jeszcze tego, że rozwalę głowę temu Stigginsowi“. „Uśmiechnęła się na te słowa, Samiwelu“, rzekł stary stangret, tłumiąc fajką westchnienie, „ale pomimo to umarła“.
Po trzech czy czterech minutach, podczas których zacny pan Weller senjor nieustannie kiwał powoli głową, uroczyście paląc przytem fajkę. Sam odważył się na kilka słów pociechy:
„No, ojcze, wszyscy pomrzemy, jeden prędzej, drugi później“.
„Tak, wszyscy, Sammy“, rzekł pan Weller.
„Tak już Opatrzność rozrządziła“, rzekł Sam.
„Naturalnie“, odpowiedział ojciec, kiwając głową na znak potwierdzenia, „bo w przeciwnym razie cóżby robili przedsiębiorcy pogrzebowi?“
Wpadłszy na niezmierne pole przypuszczań i domysłów
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/104
Ta strona została przepisana.