zania: pierwsze do zaimka osobowego w pierwszej osobie, drugie do dam w ogólności! Taki jest mój system! Ha, ha, ha!“ Pan Lowten zakończył śmiechem pół drwiącym, pół wesołym, który nagle urwał się na dźwięk kroków pana Perkera; na ten dźwięk bardzo zręcznie usiadł na krzesło i zaczął usilnie machać piórem.
Przywitanie pana Pickwicka z jego doradcą prawnym było serdeczne i ciepłe; zaledwie jednak klijent usiadł w fotelu adwokata, gdy jakiś głos spytał, czy pan Perker przyjmuje.
„To, panie, jeden z naszych wagabundów“, rzekł pan Perker, „czy chce pan go widzieć?“
„Jak pan myśli?“ rzekł pan Pickwick z wahaniem.
„Ja myślę, że tak będzie najlepiej. No, panie, jak się tam pan nazywa... proszę wejść“.
Na to swobodne zaproszenie weszli pan Jingle i Hiob Trotter, ale ujrzawszy pana Pickwicka, stanęli zmieszani.
„No?“ zapytał pan Perker, „poznajesz pan tego gentlemana?“
„O!“ zawołał pan Jingle, podchodząc, „niemało mam do tego powodów. Panie Pickwick; najszczersze dzięki; uratowany od śmierci; oswobodzony; wyzwolony. Nigdy pan nie pożałuje tego“.
„Miło mi to słyszeć od pana“, odrzekł pan Pickwick. „Teraz wygląda pan lepiej“.
„Wszystko z łaski pana. Wielka zmiana. Więzienie Jej Królewskiej Mości jest niezdrowe, bardzo niezdrowe“.
Pan Jingle był ubrany skromnie i przyzwoicie, również Hiob, stojący za nim i wpatrujący się w pana Pickwicka.
„Kiedy jedziecie do Liwerpoolu?“ zapytał pan Pickwick.
„Dziś, o siódmej wieczorem“, rzekł Hiob, występując naprzód; „dyliżansem pocztowym z City“.
„Macie już miejsca?“
„Tak jest“, rzekł Hiob.
„Więc stanowczo jesteś zdecydowany jechać?“ zapytał pan Pickwick.
„Zupełnie, proszę pana“.
„Co do pana Jingle“, rzekł pan Perker głośno, zwracając się do pana Pickwicka, „to ułożyliśmy się, że co trzy miesiące będzie mu się potrącać pewną kwotę z jego pensji, celem opłacenia wydatków, co nastąpi w ciągu roku. Jestem stanowczo przeciwko temu, byś pan robił coś dla niego, mój drogi panie, na co nie zasłużył pracowitością i dobrem prowadzeniem“.
„Rozumie się“, przerwał pan Jingle stanowczo. „Uwaga
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/114
Ta strona została przepisana.