Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/120

Ta strona została przepisana.

przez cały ten czas stał jak na rozżarzonych węglach, „niech już będzie temu koniec; proszę pana, panie Pickwick...“
„Panie!“ odpowiedział żywo pan Pickwick; „nikt mię nie zmusi do milczenia! — Panie Dodson“, mówił dalej, „pan zwrócił się do mnie z pewnemi uwagami...“
Dodson odwrócił się, pochylił grzecznie głowę i uśmiechnął się.
„Tak, z pewnemi uwagami...“ ciągnął dalej pan Pickwick zadyszany, „wspólnik pana podał mi rękę, a obaj panowie stosowaliście do mnie wybaczający, wspaniałomyślny ton, co jest taką bezczelnością, jakiej nawet u panów nie spodziewałem się“.
„Co, panie?“ zapytali razem Dodson i Fogg.
„Czy wiecie, że padłem ofiarą waszych haniebnych sposobów i sztuczek? Czy wiecie, iż jestem właśnie tym, którego uwięziliście i ograbiliście? Czy wiecie, iż jesteście pełnomocnikami pani Bardell?“
„Wszystko to jest nam wiadome“, odrzekł Dodson.
„Wiadome!“ dodał Fogg, uderzając się — może przypadkiem — po kieszeni...
„Widzę, że pamięć o tem miła jest panom“, powiedział pan Pickwick, usiłując uśmiechnąć się z goryczą, co mu się zresztą nie udało. „Chociaż dawno chciałem panom w słowach dobitnych wytłumaczyć, co o panach myślę, wyrzekłbym się tej przyjemności przez wzgląd na mego przyjaciela, Perkera, gdyby nie trudny do zniesienia ton panów i ta bezczelna poufałość!... Powtarzam: bezczelna poufałość!“ dodał, odwracając się do pana Fogga ruchem tak gniewnym, że Fogg uważał aż za stosowne jak najszybciej cofnąć się w kierunku drzwi.
„Zastanów się pan, co mówisz!“ zawołał pan Dodson, który, aczkolwiek ważniejsza osobistość od swego towarzysza, przezornie ukrył się za plecami pana Fogga i mówił nad jego głową, blady jak kreda. „Pozwól mu, niech cię obraża, Fogg! Nie przeszkadzaj mu!“
„Nie mam tego zamiaru“, odpowiedział pan Fogg, cofając się trochę dalej jeszcze, ku wielkiemu zadowoleniu swego partnera, który w ten sposób znalazł się poza obrębem biura.
„Jesteście“, mówił dalej pan Pickwick, podchwytując nić przerwanej mowy, „jesteście dwaj doskonale dobrani złodzieje, łotry, oszuści!“
„Czy to już wszystko?“ wmieszał się pan Perker.
„Wszystko się w tem zawiera!“ odrzekł pan Pickwick. „Łotry, oszuści!“
„Dobrze, dobrze“, powiedział adwokat pojednawczym tonem. „Moi kochani panowie, pan Pickwick powiedział