„Joe“, powiedział pan Snodgrass, zbliżając się do zdziwionego chłopaka i podając mu rękę. „Nie poznałem cię w pierwszej chwili; masz pięć szyllingów!“
„I ja ci będę winna piątkę“, dodała Arabella, „na rachunek dawnej znajomości!“ I obdarzyła korpulentnego młodzieńca nowym czarującym uśmiechem.
Ponieważ pyzaty chłopiec myślał powoli, więc z początku dziwił się tym nagłym oznakom przyjaźni i obejrzał się trwożliwie. Wreszcie twarz jego rozjaśniła się uśmiechem od ucha do ucha, schował do każdej kieszeni po półkoronówce, a za nią całą łapę, i wybuchnął końskim śmiechem: pierwszy i jedyny raz w życiu!
„Widzę, żeś nas zrozumiał“, powiedziała Arabella.
„Trzeba mu zaraz dać coś zjeść“, powiedziała Emilja.
Pyzaty chłopiec prawie roześmiał się znów, usłyszawszy te słowa. Mary poszeptała jeszcze chwilę z państwem, poczem odezwała się:
„Jeżeli nie ma pan nic przeciwko temu, to razem zjemy obiad!“
„Dobrze!“ energicznie powiedział pyzaty chłopak. „Mają tu doskonały pasztet!“
Z temi słowy pyzaty chłopak poszedł po schodach, za nim piękna pokojówka, czarując wszystkich posługaczy i narażając się na gniew wszystkich pokojówek.
Znalazł się pasztet, o którym pyzaty chłopiec mówił z takiem uczuciem, a prócz tego kawał wołowiny, półmisek kartofli i flaszka porteru.
„Niech pani siada“, powiedział pyzaty chłopak. „Ależ to pyszna wsuwa! Taki jestem głodny!“
Rzuciwszy parę razy łakomym wzrokiem po stole, pyzaty chłopiec zajął miejsce u szczytu, zaś Mary naprzeciw niego.
„Pozwoli pani kawałek?“ zapytał pyzaty chłopiec, zagłębiając w pasztet nóż i widelec.
„Kawałeczek, jeśli pan łaskaw“, odrzekła Mary.
Pyzaty chłopiec ukrajał dla Mary kawałeczek, a sobie kawał pasztetu, i już miał go podnieść do ust, gdy nagle z rąk wypadł mu widelec i nóż; chłopak odsunął krzesło i, opuściwszy ręce na kolana, zawołał:
„Jaka pani śliczna!“
Było to powiedziane głosem zachwyconym, a więc nie miało w sobie nic zatrważającego. A jednak w spojrzeniu pyzatego chłopca było coś tak kanibalskiego, że komplement ten wydał się Mary conajmniej dwuznaczny.
„Panie Joe!“ zawołała Mary, rumieniąc się. „Co to ma znaczyć?“
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/129
Ta strona została przepisana.