chowając półkoronówkę do kieszeni. „Naturalnie, że nie powiem!“
„Widzi pan“, tłomaczyła Mary. „Pan Snodgrass bardzo kocha pannę Emilję, a panna Emilja bardzo kocha pana Snodgrassa, ale gdyby starszy pan się o tem dowiedział, wywiózłby was wszystkich do jakiegoś zapadłego kąta i tylebyśmy was widzieli!“
„Nie, nie powiem“, stanowczo powiedział pyzaty chłopiec.
„Strasznie pan jest kochany“, zawołała Mary. „Ale na mnie czas! Muszę iść na górę i ubrać moją panią do obiadu!“
„Niech pani jeszcze nie odchodzi!“ prosił Joe.
„Muszę!“ odrzekła Mary. „Dowidzenia — tymczasem!“
Pyzaty chłopiec ze zręcznością słonia rozpostarł ramiona, by objąć i pocałować Mary. Ale ponieważ nie trzeba było wielkiej żywości, by mu się wymigać, piękna Mary uciekła zanim się spostrzegł. Wtedy sentymentalny młodzieniec zabrał się do wołowiny i zjadłszy dobry funt, zasnął.
Na górze tyle miano do omówienia, tyle robiono planów ucieczki i potajemnego ślubu na wypadek, gdyby pan Wardle w dalszym ciągu trwał w okrutnym uporze, że pozostało zaledwie pół godziny do obiadu, kiedy pan Snodgrass zaczął się żegnać. Panie poszły przebrać się do sypialni, a pan Snodgrass wziął kapelusz i skierował się ku schodom. Zaledwie jednak wyszedł za drzwi, usłyszał donośny głos pana Wardle, a przechyliwszy się przez poręcz schodów, ujrzał go w towarzystwie innego gentleman. Nie znając rozkładu domu, pan Snodgrass cofnął się szybko do pokoju, który właśnie opuścił, i cofając się jeszcze dalej, trafił do sypialni pana Wardle, i ostrożnie zamknął drzwi właśnie w chwili, gdy osoby, które dojrzał przed chwilą, weszły do bawialni. Byli to Panowie Wardle, Winkle, Pickwick i Benjamin Allen — bez trudu poznał ich wszystkich po głosach.
„Całe szczęście, żem się zdobył na tyle przytomności umysłu, by przed nimi uciec“, powiedział pan Snodgrass i na palcach podszedł do drugich drzwi. „Muszą wychodzić również na korytarz, więc wymknę się niepostrzeżenie!“
Ale jedna okoliczność przeszkodziła mu wymknąć się niepostrzeżenie: drzwi zamknięte były na klucz, a klucz wyjęto...
„Garson“, rzekł pan Wardle, zacierając ręce. „Dziś dacie nam najlepszego wina, jakie macie!“
„Podam najlepsze, proszę pana!“
„A paniom powiedz, że już jesteśmy!“
„Słucham pana!“
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/131
Ta strona została przepisana.