Pyzaty chłopiec spojrzał na drzwi sypialń, i wytarł palcami parę łez.
„Co chciałeś powiedzieć?“ pytał pan Wardle, potrząsając nim.
„Czekaj pan!“ zawołał pan Pickwick. „Pozwól, niech ja go wybadam. Co mi chciałeś powiedzieć, moje dziecko?“
„Chciałem coś panu szepnąć!“ odpowiedział pyzaty chłopiec.
„Prawdopodobnie chciał ugryźć pana w ucho!“ zawołał Pan Wardle. „Niech pan do niego nie podchodzi! Zadzwoń Pan! Niech go stąd zabiorą!“
W chwili, gdy pan Winkle miał już pociągnąć za dzwonek, powszechne zdumienie powstrzymało go od tej czynności, gdyż drzwi od sypialnego pokoju otworzyły się a uwięziony kochanek wszedł do sali, mocno zaczerwieniony ze wstydu, i oddał ukłon całemu towarzystwu.
„Do stu piorunów! A to co?“ zawołał pan Wardle, puszczając kołnierz pyzatego chłopca i cofając się o parę kroków.
„Panie“, rzekł pan Snodgrass, „byłem ukryty w sypialnym pokoju od czasu pańskiego powrotu“.
„Emiljo, moje dziecko“, rzekł pan Wardle tonem wyrzutu, „wiesz jak nie lubię wszelkich ukrywań i kłamstw! Na to nie zasłużyłem, doprawdy!“
„Drogi ojcze“, odrzekła Emilja. „Arabella wie, każdy tu wie, Joe wie, że nie przykładałam do tego ręki. Auguście! Na miłość boską, wytłumacz się!“
Pan Snodgrass, któremu nie o takie posłuchanie chodziło, począł opowiadać w jaki sposób znalazł się w tak przykrem położeniu; jak pragnąc nie wywołać zatargu domowego, usiłował sam uniknąć spotkania z panem Wardle, jak mu się zdawało, że wymknie się przez inne drzwi, ale te były zamknięte, wskutek czego był zmuszony pozostać tu wbrew swej woli. Położenie jego było bardzo przykre, ale nie żałuje tego, gdyż korzysta teraz ze sposobności, by oznajmić zgromadzonym tu wszystkim przyjaciołom, iż głęboko i szczerze kocha córkę pana Wardle, że dumny jest z tego, iż może powiedzieć, że panna Emilja podziela to uczucie, że chociażby tysiące mil ich rozdzielały, choćby cały ocean toczył między nimi swe fale, on nie zapomni nigdy, i t. d. i t. d.
To powiedziawszy, ukłonił się powtórnie, wziął kapelusz i podszedł ku drzwiom.
„Stój pan!“ krzyknął pan Wardle; „dlaczego do wszystkich tysięcy...“
„Fur beczek“, pochwycił pan Pickwick z obawy, by nie nastąpiło co gorszego.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/135
Ta strona została przepisana.