Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/138

Ta strona została przepisana.

ciela kaclerza. Pell musi tu wetknąć swój nos. To jedyny człowiek do załatwiania wszelkich prawnych trudności. Nie tracąc czasu, zaraz przedstawimy to wszystko trybunałowi bankrutów“.
„Nigdy nie widziałem takiej pomylonej, starej głowy!“ zawołał Sam. „Ciągle w niej się plączą jakieś trybunały, bankruty, wszelkiego rodzaju alibi i tym podobne głupstwa. Weź lepiej porządny surdut i chodźmy do miasta załatwić całą sprawę, zamiast mówić tu o rzeczach, których nie rozumiesz“.
„Bardzo dobrze, Sammy; na wszystko się zgadzam, co prowadzi do załatwienia sprawy, ale uważaj, co ci powiem, mój chłopcze: w rzeczach prawnych niemasz jak Pell“.
„Ja też nie mam nic przeciw niemu“, rzekł Sam.
„A więc zaczekaj chwilę“, odrzekł Weller, zapiąwszy halsztuk przy pomocy małego lusterka, wiszącego na oknie, teraz z wielkim trudem wciągając na siebie wierzchnie ubranie. „Gdy będziesz taki stary, jak twój ojciec, nie tak łatwo potrafisz wleźć w surdut jak teraz“.
„Gdyby mi to trudniej przychodziło, niż teraz, to niech mię powieszą, jeżelibym go kiedy nosił“, odparł Sam.
„Tak myślisz teraz“, odrzekł Weller z powagą właściwą jego wiekowi, „ale przekonasz się, że nabierzesz więcej rozumu, gdy nabierzesz ciała. Otyłość i mądrość, Sammy, zawsze idą w parze“.
Wypowiedziawszy tą nieomylną zasadę, będącą wynikiem długoletnich osobistych spostrzeżeń i doświadczeń, pan Weller, zapomocą zręcznego ruchu ciałem, zdołał zapiąć najniższy guzik u surduta, zgodnie z jego przeznaczeniem. Potem, wypocząwszy przez chwilę, by zaczerpnąć oddechu, oczyścił kapelusz rękawem i oświadczył, że jest gotów.
„Ponieważ cztery głowy warte więcej niż dwie, Samiwelu“, rzekł, gdy jechali do Londynu, „i ponieważ majątek twojej macochy, to łakoma rzecz dla gentlemana handlującego prawem, więc weźmiemy z sobą kilku z moich przyjaciół, którzy prędko dadzą sobie z nim radę, gdyby pozwolił sobie na jaką nieprawidłowość; weźmiemy dwóch z tych, którzy cię kiedyś odprowadzali do więzienia. To najlepsi znawcy koni, jakich kiedykolwiek w życiu mojem widziałem“.
„A czy tacy sami znawcy adwokatów?“ zapytał Sam.
„Człowiek, który zdrowo sądzi o koniach, sądzi zdrowo o wszystkiem“, odpowiedział Weller tak dogmatycznym tonem, iż Sam nie ośmielił się zaprzeczyć temu aforyzmowi.
Wobec tej godnej uwagi zasady zabrano z sobą po drodze jednego pucołowatego i dwuch niezmiernie otyłych