„Mój syn!“ powiedział pan Weller, gdy wyszli z banku, „mój syn i ja mamy dzisiaj po południu ważny interes do załatwienia, chciałbym więc zakończyć nasze rachunki. Może wstąpimy gdzieś, gdzie nam nie będą przeszkadzać“.
Znaleziono zaciszny pokoik, wysłuchano sprawozdania pana Pella, wyrażono swoją o tem opinję. Sam sprawdzał rachunki, niektóre pozycje zostały zakwestjonowane przez arbitrów. Ale pomimo zapewnień pana Pella, że są zbyt bezwzględni wobec niego, był to jeden z najlepszych interesów, jaki udało mu się zrobić w ciągu następnych sześciu miesięcy.
Po załatwieniu wszelkich formalności, arbitrowie pożegnali się, gdyż musieli tej samej nocy wyjechać z miasta. Salomon Pell, widząc, że nic nie da się już wymamić — ani do jedzenia ani do picia — pożegnał się przyjaźnie i pan Weller został sam z synem.
„Samiwelu!“ powiedział pan Weller, chowając notes do peszeni. „Mam tu w pugilaresie tysiąc sto osiemdziesiąt funtów szterlingów, licząc w to już i odstępne za prawo trzymania oberży. Teraz mój chłopcze, idźmy pod „Jerzego i Jastrzębia!“
Pan Pickwick siedział samotnie i rozmyślał o wielu rzeczach, między innemi, w jaki sposób mógłby pomóc młodemu małżeństwu, którego niepewna przyszłość była powodem nieustannej jego troski i zmartwienia, gdy Mary wpadła szybko do pokoju i zbliżywszy się do stołu, powiedziała z ożywieniem:
„Proszę pana! Pan Samuel jest na dole i zapytuje, czy może wejść ze swoim ojcem?“
„Naturalnie“, odpowiedział pan Pickwick.
„Dziękuję panu“, powiedziała Mary, idąc ku drzwiom.
„Sam nie dawno tu jest, co?“ zapytał pan Pickwick.
„Niedawno, proszę pana“, zapewniała Mary gorąco. „Przyszedł przed chwilą! Powiedział, że już nie będzie prosił więcej o urlop!“
Mary albo spostrzegła się, że oznajmiła tę ostatnią wiadomość z większym zapałem, niż wymagała tego konieczność, albo może zauważyła życzliwy uśmiech na obliczu pana Pickwicka — ale nagle przestała mówić. Spuściła głowę i bardzo uważnie zaczęła się przyglądać swemu malutkiemu