„To źle“, zaczął znów stary, ale już łagodniejszym tonem, „to bardzo źle. To było romantyczne, ale to nie jest godne człowieka interesu; to głupie“.
„Ja sama jestem temu winna, tylko ja“, odrzekła biedna Arabella, płacząc.
„Nonsens! Sądzę, że pani temu niewinna, iż on się w pani zakochał... Ale zresztą“, dodał nieznajomy, wpatrując się w Arabellę, „i on nie bardzo winien: bo co mógł innego zrobić?“
Ten mały komplement, a może dziwny sposób, w jaki go stary pan wypowiedział, a może inny ton w odnoszeniu się do Arabelli — znacznie bardziej przyjazny, niż przedtem — może wreszcie wszystkie te trzy okoliczności razem, sprawiły, że pani Winkle uśmiechnęła się przez łzy.
„Gdzie jest mąż pani?“ zapytał nagle stary, chcąc ukryć śmiech, który omal nie rozjaśnił jego twarzy.
„Spodziewam się go lada chwila... Namówiłam męża, by się trochę przeszedł dziś rano. Bardzo jest nieszczęśliwy i przygnębiony tem, że niema wiadomości od ojca.
„Przygnębiony?“ rzekł stary pan. „A dobrze mu tak!“
„Obawiam się, że to przeze mnie“, rzekła Arabella; „naprawdę, bardzo mi ciężko na sercu, bo tylko ja ponoszę winę za jego obecne położenie“.
„Niech się nim pani tak bardzo nie przejmuje“, odparł stary gentleman. „Dobrze mu tak. Bardzo mię to cieszy — jesli chodzi o jego osobę“.
Zaledwie stary pan wymówił te słowa, gdy na schodach dały się słyszeć kroki, które, zdawało się, i Arabella i nieznajomy poznali odrazu. Staruszek zbladł, lecz zadał sobie trud, by wyglądać spokojnie, potem wstał, gdy pan Winkle wszedł do pokoju.
„Mój ojciec!“ zawołał, cofając się.
„A tak, ojciec!“ odrzekł stary. „No, co mi masz do powiedzenia?“
Pan Winkle milczał.
„Myślę, że wstydzisz się twego postępowania?“ ciągnął stary dalej.
Pan Winkle wciąż jeszcze nic nie mówił.
„Czy wstydzisz się twego postępowania?“ powtórzył stary. „Odpowiadaj: tak czy nie?“
„Nie, ojcze“, odrzekł pan Winkle, obejmując Arabellę; „nie wstydzę się ani za siebie, ani za moją żonę“.
„Doprawdy?!“ zawołał starzec ironicznie.
„Przykro mi, że zrobiłem coś, czem mogłem osłabić życzliwość ojca dla mnie; ale muszę powiedzieć zarazem, iż nie mam powodów, by wstydzić się mego wyboru, tak, jak
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/157
Ta strona została przepisana.