Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/3

Ta strona została skorygowana.



Rozdział czterdziesty czwarty,
opisuje różne zdarzenia w więzieniu Floty, oraz tajemnicze postępowanie pana Winkle; mówi również, w jaki sposób nieszczęśliwy więzień kanclerstwa odzyskał wolność.

Pan Pickwick był zanadto wzruszony przywiązaniem Sama, by mu wyrazić swe niezadowolenie z nieoględnego kroku, jakim było dobrowolne pójście do więzienia na nieokreślony czas. Jedynym punktem, przy którym wytrwale obstawał, było to, że żądał nazwiska wierzyciela; ale Sam uparł się i za nic w świecie nie chciał mu tego powiedzieć.
„To się na nic nie przyda“, powtarzał; „to istota złośliwa, mściwa, skąpa, z sercem, którego niema sposobu zmiękczyć, jak się wyraził pewien cnotliwy wikary o gentlemanie, cierpiącym na wodną puchlinę, który wolał zapisać swój majątek żonie, aniżeli oddać na kościół“.
„Doprawdy, Samie, kwota jest tak mała, że nic łatwiejszego, jak ją zapłacić; ponieważ postanowiłem zatrzymać cię przy sobie, powinieneś był zwrócić uwagę na to, iż byłbyś mi nierównie przydatniejszy, gdybyś mógł wychodzić poza te mury“.
„Bardzo jestem panu wdzięczny, ale nie przystałbym na to“.
„Na co nie przystałbyś, Samie?“
„Za nic w świecie nie upokorzyłbym się, by prosić o łaskę takiego niemiłosiernego nieprzyjaciela, jak mój wierzyciel“.
„Ależ to nie jest żadna łaska, kiedy mu się oddaje jego pieniądze“, osądził pan Pickwick.
„Przepraszam pana, ale byłoby dla niego wielką łaską, gdybym mu zapłacił żądaną sumę, na co nie zasługuje. Tak się ma rzecz, proszę pana“.
Tu pan Pickwick ze zmieszaną miną zaczął drapać się w nos, a Sam uznał, że postąpi rozsądnie, gdy zmieni temat rozmowy.