„Jak piękną jest wieś!“ westchnęła pani Rogers. „Całe życie chciałabym mieszkać na wsi!“
„Och, to nie dla pani!“ zawołała pani Bardell szybko, przerażona możnością utraty lokatorki. „To nie dla pani!“
„Och, mam wrażenie, że pani jest za ruchliwa i za bardzo towarzyska, by móc lubić wieś!“ dodała mała pani Cluppins.
„Może... może...“ przyznała lokatorka z pierwszego piętra.
„Dla ludzi samotnych... o których nikt się nie troszczy... o których nikt nie dba... których życie ciężko doświadczyło...“ powiedział pan Raddle, ożywiając się nieco, „wieś nadaje się doskonale. Wieś jest dla ludzi o zranionych duszach...“
Otóż, ze wszystkich rzeczy na świecie, jakie mogły przyjść na myśl nieszczęśnikowi, ta była najgorsza! Oczywiście pani Bardell wybuchnęła płaczem i musiano ją natychmiast odprowadzić na bok. Wrażliwy jej synek zaczął naturalnie ryczeć za jej przykładem.
„Czy uwierzyłby kto, moja pani!“ zawołała dumnie pani Raddle, zwracając się do lokatorki z pierwszego piętra, „że kobieta może być żoną takiego bezdusznego stworzenia, które od rana do nocy obraża tylko uczucia niewieście?!“
„Moja droga“, powiedział pan Raddle. „Moja droga, ja naprawdę... nie miałem zamiaru...“
„Nie miałeś zamiaru!“ powtórzyła pani Raddle pogardliwie. „Wynoś się! Nie mogę patrzeć spokojnie na takiego brutala!“
„Nie powinnaś się irytować, Mary Annie“, powiedziała pani Cluppins. „Powinnaś koniecznie więcej dbać o siebie, czego nigdy nie robisz! Idź, idź sobie, Raddle, bo ją zmartwisz jeszcze więcej!“
„Radzę panu wypić samemu herbatę!“ powiedziała pani Rogers, znów stosując flaszkę z solami.
Pani Sanders, która wedługo swego zwyczaju była bardzo zajęta chlebem z masłem, wypowiedziała tę samą radę i pan Raddle wycofał się posłusznie.
Potem miano nieco trudu z wywindowaniem młodego pana Bardell, który był trochę za duży na tę operację na ręce matki — przyczem noga młodzieńca trafiła do filiżanki, co spowodowało małe zamieszanie między filiżankami i talerzami. Ale przypadki omdlenia, jeżeli zdarzają się w wyłącznie damskiem towarzystwie, nie trwają długo; a więc, wyściskawszy nieco i skrzyczawszy synka, pani Bardell przyszła do siebie, posadziła go na krześle, wyraziła zdumienie, że mogła być tak głupia, i wypiła łyk herbaty.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/33
Ta strona została przepisana.