Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/41

Ta strona została przepisana.

Pan Perker rzucił Samowi porozumiewawcze spojrzenie, by mu dać do zrozumienia, iż nic nie powie, że posyłano po niego; potem skinął na niego i szepnął mu parę słów do ucha.
„Doprawdy? Czy być może!?“ zawołał Sam, cofając się ze zdumieniem.
Pan Perker uśmiechnął się i kiwnął głową. Sam spojrzał na małego adwokata, potem na pana Pickwicka, potem na sufit, potem znów na pana Perkera, uśmiechnął się, potem wybuchnął śmiechem, chwycił za kapelusz i znikł bez dalszych wyjaśnień.
„Co to wszystko znaczy?“ zapytał pan Pickwick, ze zdumieniem spoglądając na pana Perkera. „Co się stało Samowi?“
„O, nic, nic“, odrzekł mały adwokat, „ale przysuńno pan, kochany panie, swoje krzesło do stołu; mam z panem wiele do pomówienia“.
„Co to za papiery?“ zapytał znów pan Pickwick, widząc że pan Perker położył na stole cały pęk aktów, związany czerwonym sznurkiem.
„To są papiery procesu Bardell contra Pickwick“, odpowiedział mały penomocnik, rozwiązując sznurek zębami.
Filozof odsunął nogą krzesło, rzucił się na nie, założył ręce i gniewnie spojrzał na pana Perkera, jeśli pan Pickwick wogóle potrafił spojrzeć gniewnie.
„Pan nie lubisz słuchać o tej sprawie?“ rzekł pan Perker, wciąż zajęty rozwiązaniem węzła
„Rzeczywiście — nie!“ odparł pan Pickwick.
„Przykro mi“, ciągnął pan Perker, „bo właśnie ona będzie przedmiotem naszej rozmowy“.
„Panie Perker!“ zawołał pan Pickwick żywo, „o tej sprawie nigdy nie może być między nami mowy“.
„Ba, ba! kochany panie“, odrzekł pełnomocnik, rozwiązując pęk i bokiem spoglądając na swego klienta, „my musimy o niej pomówić. Dlatego tylko tu przyszedłem. Czy pan gotów jest wysłuchać, co powiem, kochany panie? Niech się pan nie spieszy; jeżeli nie jest pan usposobiony do tego, to poczekam. Przyniosłem z sobą ranne gazety, i będę na rozkazy, kiedy się panu spodoba. Niech i tak będzie“.
Mówiąc to, mały pełnomocnik założył nogę na nogę i udawał, że czyta Times z wielkim spokojem i uwagą.
„Zresztą“, rzekł pan Pickwick z westchnieniem, które skończyło się jednak uśmiechem, „mów pan, co ma pan do powiedzenia. Z pewnością znów ta sama historja?“
„Z tą różnicą, kochany panie“, odrzekł pan Perker, składając gazetę i wsuwając ją do kieszeni, „że pani Bardell,