jednego lub dwóch szylingów. Zresztą o takiej klijenteli myślałem, gdy dawałem ogłoszenie; teraz rzeczywiście mam klijentelę... klijentelę bardzo obszerną... ale na tem koniec“.
„Bobie“, rzekł Allen, kładąc nóż i widelec i wpatrując się w twarz swego przyjaciela. „Bobie, ja ci powiem, co należy zrobić“.
„Naprzykład?“
„Trzeba, byś jak najprędzej stał się panem tysiąca funtów sterlingów Arabelli“.
„Trzyprocentowe skonsolidowane akcje bankowe, obecnie na jej imię zapisane w księdze lub w księgach gubernatora i kompanji banku angielskiego“, dodał Bob Sawyer, używając technicznych terminów.
„Tak właśnie. Ona może je podnieść po dojściu do pełnoletności, albo gdy wyjdzie zamąż. Do pełnoletności brakuje jej jeszcze rok; ale jeżeli masz spryt, to za miesiąc może zostać twoją żoną“.
„Śliczna to i przemiła istota, Benie“, odparł Robert Sawyer, „jedną ma tylko, o ile wiem, wadę, ale, na nieszczęście, ta jedna polega na braku gustu. Nie kocha mnie“.
„Sądzę, że ona sama nie wie, kogo kocha“, odrzekł Ben Allen pogardliwym tonem.
„Być może; ale wie kogo nie kocha, a to ważniejsze“.
„Chciałbym“, zawołał Ben Allen, zaciskając zęby i mówiąc jak dziki wojownik, rozdzierający surowe wilcze mięso własnemi pazurami, a nie jak młody cywilizowany gentleman, jedzący cielęcinę przy pomocy noża i widelca; „chciałbym wiedzieć, czy jest gdzie taki nędznik, któryby się ośmielił starać się o jej wględy. Sądzę, żebym go zasztyletował, Bobie“.
„A ja“, rzekł Bob Sawyer, przerywając długi łyk porteru i z zawziętą miną spoglądając na kufel, „ja, gdybym go spotkał, wsadziłbym mu kulę w sam brzuch; gdyby zaś tego nie dość było, uśmierciłbym go, wyjmując mu ją.“
Benjamin, w milczeniu i zadumany, patrzał na swego przyjaciela przez kilka minut, potem zapytał:
„Nigdy nie oświadczałeś się jej, Bobie?“
„Nigdy, bo wiedziałem, iż to do niczego nie doprowadzi“.
„A więc, zanim minie dwadzieścia cztery godzin, musisz to zrobić“, odparł Ben z rozpaczliwym spokojem. „Albo będzie twoją żoną, albo... powie dlaczego nie chce nią być. Użyję całej mojej władzy“.
„Ha! Zobaczymy!“ rzekł pan Bob Sawyer.
„Tak, mój przyjacielu, zobaczymy!“ powtórzył Ben z gniewnym uporem. Potem umilkł, a po chwili rzekł drżącym od wściekłości głosem: „Kochałeś ją od dzieciństwa, jeszcze gdyśmy razem byli w szkole, i już wtenczas robiła
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/51
Ta strona została przepisana.