piękną twarz, jakiej mój wuj nigdy przedtem nie widział — nawet na obrazkach! Weszła do dyliżansu, jedną ręką podtrzymując suknię. I, jak opowiadał zawsze mój wujek (przyczem nie omieszkał nigdy zaklinać się, że mówi prawdę), nie uwierzyłby nigdy, że mogą istnieć równej piękności nogi i ręce, gdyby nie patrzał na nie własnemi oczyma!
„Ale spojrzawszy na młodą damę, wuj zauważył, że patrzy na niego błagalnie i że wygląda zastraszona i przerażona. Zauważył również, że młodzian w pudrowanej peruce, aczkolwiek bardzo uprzejmy i ugrzeczniony, objął ja wpół przy wsiadaniu i wsiadł zaraz po niej. Przyłączył się do nich jakiś podejrzanego wyglądu jegomość w bronzowej peruce i jaskrawem ubraniu, z wielką szpadą i w wysokich butach. Usiadł on obok młodej damy, która wtuliła się w kąt dyliżansu, wujek odrazu zmiarkował więc, że to jakaś ciemna historja, że coś się święci, jak zwykł był mawiać w takich okolicznościach! W jednej chwili zdecydował się przyjść na pomoc młodej damie, gdyby potrzebowała pomocy.
„Śmierć i błyskawice!“ zawołał młody gentleman i dotknął ręką szpady, gdy mój wujek wsiadł do dyliżansu.
„Krew i pioruny!“ ryknął drugi gentleman. To mówiąc, wyciąga szpadę i bez dalszych ceremonij napada na wuja. Wuj nie miał przy sobie broni, ale bardzo zręcznie zerwał gentlemanowi jego trójgraniasty kapelusz i nadstawił go tak, że szpada przedziurawiła go w samym środku. Wtedy mój wuj zgiął rogi kapelusza i czeka.
„Dźgnij go ztyłu!“ zawołał podejrzany jegomość do towarzysza, usiłując wyrwać wujkowi swoją szpadę.
„Nie radzę!“ zawołał wuj, pokazując koniec buta gestem bardzo groźnym. „Wytrzęsę mu ze łba mózg, jeżeli go ma, albo przetnę skórę, jeżeli mózgu nie ma!“ Tu wuj, natężywszy się, wyrwał gentlemanowi z rąk szpadę i wyrzucił ją przez okno. Na co młodszy z jegomościów znów zawołał: „Śmierć i błyskawice!“ i groźnie położył rękę na szpadzie, ale jej nie wyciągnął. Może, jak z uśmiechem mawiał wuj, może bał się przestraszyć młodą damę!
„Moi panowie!“ powiada wuj, siadając swobodnie. „Nie życzę tu sobie żadnej śmierci, z błyskawicami czy bez błyskawic, zwłaszcza w towarzystwie damy, a co do piorunów i krwi, mieliśmy tego dość, jak na jeden dzień! Więc, panowie, proszę zająć swoje miejsca i jazda! Hej tam, posługacz! Proszę podnieść scyzoryk gentlemana!“
„Zaledwie wuj to powiedział, w oknie dyliżansu ukazał się pocztyljon ze szpadą gentlemana w ręku. Podniósł latarkę i poważnie spojrzał w twarz wujkowi, a wuj, ku swemu zdumieniu, przekonał się, że za oknem kręci się całe mnóstwo pocztyljonów, i każdy badawczo patrzy na niego.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/68
Ta strona została przepisana.