„Tutaj!“ odpowiada pocztyljon.
„Ani mi się śni!“ woła wuj.
„Doskonale! Więc zostań pan, gdzie jesteś!“ odpowiada pocztyljon.
„Zostanę!“ mówi wujek.
„Zostań!“ mówi pocztyljon.
„Inni pasażerowie przysłuchiwali się tej rozmowie z wielką ciekawością, a widząc, że wujek postanowił zostać, młody gentleman wysiadł i podał rękę damie. Podejrzany jegomość obejrzał uważnie dziurę w swoim trójgraniastym kapeluszu. Przechodząc obok wujka, młoda dama opuściła mu na kolana jedną z rękawiczek i szepnęła ledwo dosłyszalnym głosem: „Pomocy!“ Panowie! Wuj z takim pośpiechem wyskoczył z dyliżansu, że aż stopnie trzasnęły!
„Namyślił się pan?“ zapytał pocztyljon, widząc wuja.
„Wuj spojrzał na niego. Przez chwilę przyszło mu na myśl, czy nie dobrzeby było wyrwać pocztyljonowi pistolet z łapy, strzelić w twarz jegomościowi z wielkim mieczem, zdzielić resztę towarzystwa pałką po łbie i uciec z młodą damą? W następnej chwili jednak wyrzekł się tego planu, uważając, że jest zbyt melodramatyczny w wykonaniu, i poszedł za dwoma tejemniczymi jegomościami, którzy, mając między sobą młodą damę, weszli do wielkiego domu, stojącego przed nimi. Weszli na korytarz, wuj za nimi.
„Wuj mówi, że ze wszystkich zrujnowanych i opuszczonych miejsc, jakie kiedykolwiek widział, to wydało mu się najbardziej opuszczone. Dom wyglądał tak, jakby kiedyś był wielkim zajazdem. Ale dach zapadł się w wielu miejscach, schody były zmurszałe, pokiereszowane, połamane. W ostatnim pokoju, do którego weszli, było palenisko i komin, strasznie okopcony. Ale wesoły płomień nie ogrzewał go w tej chwili! W palenisku leżało nieco białego popiołu od spalonych polan, ale wnętrze kominka było zimne, ciemne.
„No“, powiada wuj, obejrzawszy się. „Dyliżans, który wlecze się z szybkością sześciu mil na godzinę, a potem wybiera postój w takiem miejscu — to nieczysta sprawa! Musimy zawiadomić, kogo należy! Podam to do gazet!“
„Wuj powiedział to głośno, chcąc w ten sposób zmusić tajemniczych gentlemanów do rozmowy. Ale żaden z nich nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi, szeptali coś do siebie i krzywili się, patrząc na niego. Dama znajdowała się na drugim końcu pokoju i wujek miał wrażenie, że kiwa na niego rączką — jak gdyby prosząc o pomoc.
„Wreszcie obaj nieznajomi zbliżyli się nieco i rozmowa się nawiązała.
„Nie wiesz, zdaje się, mój poczciwcze, że to prywatny pokój?“ powiada jegomość w błękitnem ubraniu.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/70
Ta strona została przepisana.