Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/73

Ta strona została przepisana.

dlała i opadła w ramiona mego wujka. Wuj porwał ją na ręce i wyniósł przed dom. Dyliżans stał przed gankiem, zaprzężony w cztery długoogoniaste, czarne i dobrze spasione konie.
„Panowie! Przypuszczam, że nie uwłaczam pamięci mego wuja, twierdząc, że chociaż był kawalerem, nieraz już trzymał w swoich objęciach niewiastę. Mam nawet podejrzenia, że chętnie całował kelnerki. Złapano go nawet raz czy dwa, jak ściskał gospodynię w bardzo niedwuznaczny sposób. Wspominam te okoliczności, by zaznaczyć, że musiała to być niezwykła dama, skoro tak podziałała na mego wuja. Mówił, że kiedy się obudziła, i spojrzała na niego swemi wielkiemi, czarnemi oczyma (długie jej włosy spływały mu z ramion), tak jakoś zrobiło mu się dziwnie, że aż nogi ugięły się pod nim. Ale któż potrafi patrzeć obojętnie w piękne czarne oczy?! Ja nie, panowie! Boję się spojrzeć w pewne czarne oczy! Wiem, co to znaczy!
„Nie opuścisz mię nigdy?“ szepnęła młoda dama.
„Nigdy!“ odrzekł wuj. I mówił szczerze.
„Mój drogi obrońco!“ zawołała dama. „Drogi, kochany, dzielny obrońco!“
„Ach nie mów pani!“ zawołał wuj.
„Dlaczego?“ pyta ona.
„Bo usta twoje są tak piękne, gdy mówisz, że obawiam się, że będę brutalny i pocałuję cię!“
„Młoda dama podniosła rękę, jak gdyby chciała zagrozić wujkowi, by tego nie robił i powiedziała — nie, nic nie powiedziała, tylko się uśmiechnęła. Kiedy patrzysz na najcudniejsze wargi na świecie i widzisz, jak się uśmiechają — jeżeli jesteś pochylony tuż na niemi i nikt nie patrzy — nie możesz wyrazić swego zachwytu nad ich barwą i kształtem, nie pocałowawszy choćby jeden raz! Wujek mój uczynił to i szanuję go za to!
„Co?“ zawołała młoda dama przerażona. „Turkot kół i rżenie koni?“
„Tak“, powiada wuj. Dobre miał ucho na turkot kół i stuk kopyt końskich. Ale miał wrażenie, że tyle koni i kół się zbliża zdaleka, że niepodobna było określić ich ilości.
„Gonią nas!“ zawołała młoda dama, składając ręce. „Gonią nas! Cała moja nadzieja w panu!“
„Tyle było strachu w jej cudnej twarzy, że mój wuj zdecydował się w jednej chwili. Wsadził damę do karety, prosił, by się nic nie bała, raz jeszcze przycisnął usta do jej warg, i poradziwszy, by zamknęła okna, bo zimno, wskoczył na kozioł.