a cały dom był nadzwyczaj czysty i schludny. Zegar wybił dziesiątą, gdy znajomi nasi zapukali do rzeczonych drzwi. Ładna służąca zjawiła się na odgłos pukania i cofnęła się, gdy ujrzała trzech nieznajomych.
„Czy pan Winkle jest u siebie?“ zapytał pan Pickwick.
„Jest przy kolacji“, odpowiedziała dziewczyna.
„Oddaj mu, moje dziecię, ten bilet i przeproś, że przychodzę tak późno, ale bardzo mi na tem zależy, by się zobaczyć z nim dziś jeszcze; dopiero przed chwilą przyjechałem“.
Służąca patrzyła z niepokojem na pana Boba Sawyera, który, zapomocą różnych i dziwnych grymasów wyrażał podziw dla jej wdzięków, potem rzuciła okiem na wiszące w sieni kapelusze i płaszcze i zawołała inną dziewczynę, by pilnowała drzwi, poczem poszła na górę. Posterunek ten został jednak niebawem zluzowany, gdyż służąca powróciła niebawem i, przeprosiwszy naszych znajomych za to, że zatrzymała ich na ulicy, wprowadziła do pokoju, będącego w połowie biurem, a w połowie garderobą. Główne umeblowanie jego stanowił stół do pisania, umywalnia, zwierciadło do golenia, chłopiec do zdejmowania butów, taboret, cztery krzesła i stary zegar. Nad gzymsem kominka widać było drzwi do żelaznej kasy, wpuszczonej w ścianę, a kilka półek z książkami i kalendarz ścienny i sporo warstw zakurzonego papieru zdobiło ściany.
„Przepraszam pana, iż musiał pan czekać za drzwiami“, rzekła młoda dziewczyna, zapalając lampę i zwracając się do pana Pickwicka z uprzejmym uśmiechem.
„Niema za co, kochane dziecię!“ powiedział pan Pickwick.
„Nie jesteśmy obrażeni!“ dodał Bob, wesoło rozwierając ramiona i skacząc w rozmaite strony by nie mogła wyjść z pokoju.
Młodą damę nie bawiły wcale te igraszki, gdyż jasno wyraziła swoje zdanie o panu Bobie Sawyerze, mówiąc że jest „nieznośną kreaturą“, a gdy zaczepki pana Boba stały się śmielsze, zakryła twarz rękoma i wybiegła z pokoju, nie szczędząc okrzyków oburzenia i wstrętu.
Pozbawiony jej towarzystwa, Bob Sawyer zaczął myszkować po biurku, odsuwać szuflady, próbować zamka kasy, odwrócił kalendarz „twarzą do ściany“, naciągał buty pana Winkle seniora i robił ze sprzętami, znajdującemi się w pokoju inne temu podobne dowcipne eksperymenty, napełniające trwogą i oburzeniem pana Pickwicka, ale pobudzające do hałaśliwej wesołości pana Boba Sawyera.
Nakoniec drzwi otworzyły się i wszedł przez nie do pokoju niewielki staruszek w tabaczkowym fraku, z głową
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/83
Ta strona została przepisana.