kim niepokojem jej oczekuje, o tem niech świadczy to, że ośmieliłem się panu złożyć wizytę bez uprzedniego porozumienia, o tak późnej godzinie i —“ dodał pan Pickwick, rzucając przelotne spojrzenie na swych towarzyszy, „w tak nieprzychylnych okolicznościach“.
Po tem preludjum, pan Pickwick wręczył zdziwionemu staruszkowi cztery szczelnie zapisane stronice najdelikatniejszego, najcieńszego papieru listowego, a sam usiadł znów w fotelu i począł przypatrywać się panu Winkle z niepokojem wewnętrznym, ale zarazem z przeświadczeniem uczciwego człowieka, który wie, że nie zrobił nic, co wymagałoby usprawiedliwiania lub ukrywania.
Stary kupiec, przed rozpieczętowaniem listu obejrzał go na wszystkie strony, poddał mikroskopijnemu badaniu znak na pieczątce lakowej, potem podniósł oczy na pana Pickwicka; wreszcie, przysunąwszy krzesło do lampy, usiadł przy biurku, rozłamał pieczątkę, otworzył list, podniósł go wysoko do światła i zabrał się do czytania.
Właśnie w tej chwili Bob Sawyer, którego dowcip od niejakiego czasu pozostawał w bezczynności, położył sobie ręce na kolanach i tak wykrzywił twarz, jak to widzieć można na obrazach świętej pamięci Grimaldiego, przedstawiających clownów. Na nieszczęście, tak złożyło się, że pan Winkle, zamiast zagłębić się w czytaniu, jak to Bob przypuszczał, spojrzał ponad brzeg listu i zobaczył przypadkowo nie kogo innego, jak pana Boba Sawyera. Słusznie wywnioskowawszy, że chirurg przedrzeźnia jego osobę, utkwił wzrok w Bobie tak groźnie, iż rysy uwieczniane przez świętej pamięci Grimaldiego stopniowo poczęły tracić cały swój komizm, a natomiast wyrażać wielkie zmieszanie i pokorę.
„Czy pan mówił co do mnie?“ zapytał pan Winkle, po chwili groźnego milczenia.
„Nie, panie“, odrzekł Bob, teraz w niczem już niepodobny do clowna, ale zato bardzo zaczerwieniony.
„Czy jest pan tego pewny?“
„O, tak! Najzupełniej pewny!“
„Miło mi dowiedzieć się o tem“, odrzekł starzec z wielką powagą; „ale patrzał pan na mnie?“
„Przepraszam bardzo, ale nie patrzałem“, odparł Bob z wyszukaną grzecznością.
„To bardzo mnie cieszy“, rzekł pan Winkle senjor.
Pan Pickwick przypatrywał mu się z wielkiem napięciem, gdy z ostatnich linij pierwszej strony przeszedł na najwyższe drugiej, z ostatnich drugiej na najwyższe trzeciej, z ostatnich trzeciej na najwyższe czwartej. Żadna jednak zmiana na twarzy nie mogła służyć za klucz do jego uczuć, z jakiemi przyjął wiadomość o małżeństwie syna, która, jak
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/85
Ta strona została przepisana.