„Trochę zmokłem“, przyznał Bob, wstrząsając się i lejąc wodę jak hydrant albo pies nowofundlandzki, który tylko co wylazł z wody.
„Sądzę, że niepodobna jechać w nocy!“ powiedział pan Ben.
„Niema mowy!“ powiedział Sam Weller, mieszając się do rozmowy. „To poprostu okrucieństwo wymagać czegoś podobnego od zwierząt! — Mają tu łóżka, proszę pana“, dodał, zwracając się do pana Pickwicka. „Zajazd czysty i wygodny. Za pół godzinki mogą sporządzić smaczny obiadek, proszę pana! Parę ptaszków i smaczny kotlecik, groszek francuski, torcik, różne delikatesy. Radziłbym panu zatrzymać się, gdzie stoimy. Radzę słuchać, jak mawiał pewien lekarz!“
Na szczęście ukazał się właściciel oberży pod „Głową Saracena“, potwierdzając informacje pana Wellera dotyczące urządzeń jego zakładu; poparł też zdanie Sama co do złego stanu dróg, wątpliwości, czy na następnej stacji dostanie się świeże konie, dodając zapewnienie, że przez całą noc będzie lało — pewne to, jak śmierć! — że ranek będzie taki sam — z tą samą śmiertelną pewnością! — oraz poruszył inne tematy nieobce właścicielom zajazdów.
„Dobrze“, powiedział pan Pickwick. „Ale muszę koniecznie wysłać list do Londynu, by go wręczono jutro raniutko! Jeżeli nie znajdę posłańca, muszę jechać!“
Gospodarz uśmiechnął się z zadowoleniem. Nic łatwiejszego! Gentleman owinie list w szary papier i wyśle go pocztą nocną albo nocnym dyliżansem z Birmingham! Jeżeli gentlemanowi chodzi o to, by list został zaraz doręczony, niech napisze na kopercie: „Doręczyć zaraz!“, co wystarczy. Jeszcze lepiej, jeżeli gentleman dopisze: „Oddawcy dać pół korony za odniesienie!“
„Dobrze!“ powiedział pan Pickwick. „Zostajemy!“
„Światła, John! I napalić w piecu! Gentlemani przemokli!“ zawołał gospodarz. „Tędy panowie! Proszę się nie troszczyć o pocztyljona, panowie! Przyślę go, kiedy panowie zażądacie! John! świece“.
Przyniesiono świece, zapalono w kominku, dorzucono kilka polan. W dziesięć minut później garson rozkładał już na stole biały obrus, zapuszczono firanki, ogień trzeszczał wesoło i wszystko przybrało taki wygląd (jak zwykle zresztą w każdej gospodzie angielskiej), jak gdyby oddawna oczekiwano podróżnych i przygotowano wszystko dla ich wygody już poprzedniego dnia.
Pan Pickwick zajął miejsce przy bocznym stoliku i nakreślił parę słów do pana Winkle, zawiadamiając go, że zatrzymała ich niepogoda, i że następnego dnia będzie z pewnością w Londynie. Przedtem nie chce mówić o rezultacie
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/90
Ta strona została przepisana.