Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/113

Ta strona została przepisana.

mądry słoń z trzodą, wiedzioną przez doświadczonego wodza?
Wymawiając słowo „trzoda“, objął życzliwem spojrzeniem zebranych młodzieńców, zaś gdy wypowiadał wyraz: wódz, uśmiechnął się dumnie z myślą o sobie.
— Cel ten — ciągnął dalej — jest zbyt wysoki, szczytny i niedostępny, byś go mógł osiągnąć bez mistrza. Sama-Weda, w ustępie, gdzie mowa o pouczeniu danem Svetakacie, powiada: Wyobraź sobie, drogi synu, iż przywiedziono z kraju Ghandarów męża z zawiązanemi oczyma i puszczono w pustynię. Tedy mąż ów będzie błąkał się na północ, południe, wschód i zachód, jako że nie wie dokąd iść. Kiedy mu się zdejmie opaskę i, wskazując ręką, powie: Oto tam leży kraina Ghandarów, tam idź, pytając od wsi do wsi o drogę, tedy mąż ów trafi do ojczyzny. Tak się dzieje z pielgrzymem, który znalazł mistrza. Powiada on sobie: Wytrwam pośród wiru tego życia aż do godziny wyzwolenia, a potem wrócę do ojczyzny mojej.
Słysząc to, poznałem, że braminowi temu szło o pozyskanie mnie na ucznia, ale właśnie pożądanie owo nie wzbudziło mego zaufania. Natomiast upodobałem sobie w owej cytacie z Wedy i by jej nie zapomnieć, powtarzałem ją sobie w drodze. Przyszło mi również na myśl, co usłyszałem raz o pewnym mistrzu: — Mąż doskonały nie pożąda uczniów, ale ucznie pragną męża onego! — Jakże, myślałem, odmiennym być musi ów mistrz od bramina z lasu i oto teraz, o czcigodny, pożądam całem sercem tego doskonałego mistrza i nauczyciela.
— Któż był mistrzem onym, którego pochwałę słyszałeś i jakie nosi imię? — spytał asceta.