Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/12

Ta strona została przepisana.

— Samotność jest to najlepszy towarzysz. Ale pielgrzym ten stanął tu po długiej wędrówce, minąwszy domy ludzi trudniących się rzeczami ziemi. Nie wszedł do domu kłótni i niegodnych uciech, a, wkroczył do przedsionka poczciwego garncarza. Tedy mogę z nim, zaprawdę, spędzić noc.
Wkroczył do przedsionka i spostrzegł siedzącego w kącie na macie młodego męża o szlachetnych rysach twarzy.
— Jeśli pozwolisz, pielgrzymie, — rzekł — to spędzę noc w tymi przedsionku.
— Obszerny jest, bracie, przedsionek garncarza, czyń tedy, czcigodny, co ci się podoba.
Mistrz rozłożył matę pod ścianą, usiadł na niej, skrzyżowawszy nogi, i trwał tak wyprostowany w nabożnem skupieniu. Spędził w ten sposób pierwsze godziny nocy, a młody pielgrzym uczynił to samo.
W końcu rzekł mistrz do siebie:
— Ciekawym, czy pielgrzym ów śpi, czy modli się. Spytam go!
Zwrócił się do nieznajomego i rzekł:
— Czemuż to, o pielgrzymie, stałeś się człowiekiem bez ojczyzny?
Pielgrzym odparł:
— Minęły dopiero pierwsze godziny nocy. Jeśli mi tedy, o czcigodny, użyczysz swej uwagi, opowiem czemu stałem się człowiekiem bez ojczyzny.
Mistrz skinął głową na znak zgody, a młody pielgrzym tak zaczął: