Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/215

Ta strona została przepisana.

się wyrzec niezmąconych rozkoszy nirwany na czas jakiś i znijść na świat dla głoszenia nauki.
— W ten sposób — zakończył Buda tę trzecią przypowieść — pojmuje mąż boży legendę o zstąpieniu i wcieleniu się Kryszny na ziemi, uszlachetnia ją, przepaja duchem i udoskonala.
Ogarnęła mnie nieopisana radość, wiedziałam bowiem, że Buda zalicza mnie do lotosów, które wydostały się z głębi na powierzchnię wody, że z pomocą jego uniosę się kiedyś ponad nią i rozkwitnę w powietrzu, niezroszona kroplą materji.
Potem opowiadał Buda o czynach bohaterskich Kryszny, przez które dla dobra ludzkości oczyścił świat z potworów i z tych władców, pokonywając węża wód Kolji, zabijając bykokształtnego demona Aristę, niwecząc potwory Denukę i Kisę wraz z ich władcą Naraką, zwyciężając w boju złych królów Kamsy i Paundraki, oraz innych krwawych tyranów, będących postrachem ludzkości, oraz łagodząc w różny sposób cierpienia i poprawiając los biedaków. Mąż boży nie zwalcza atoli zewnętrznych wrogów, zagrażających ludziom, ale potwory w ich sercach mieszkające, mianowicie chciwość, nienawiść, złudę, miłość własną, żądzę rozkoszy, pożądanie rzeczy znikomych, a zarazem nie uwalnia ludzi od tego, czy owego zła, ale od wszystkich cierpień wogóle.
Mąż boży mówił o cierpieniu, które wlecze się za nami wszędzie niby cień, i w tej chwili wydało mi się, że czyjaś dłoń zdejmuje z mej duszy jarzmo bólu i ciska je na olbrzymią górę cierpień świata, gdzie niknie z oczu moich w ogólnym chaosie. Zrozumiałam, że nie mam prawa być szczęśliwą stale, gdy cierpią wszyscy. Doznałam szczęścia, jakie mi było przeznaczone, zro-