dajnym dla zrozumienia, czem jest zachwyt ludzi wobec rozkoszy bytu bogów gwiezdnych.
To właśnie, ta harmonja ruchu była treścią i rozkoszą ich życia.
Wszystkie owe ruchy, cały ten wir niewymierny układów gwiezdnych miał za punkt centralny królującego pośrodku wszechświata stutysięcznego Bramę, którego otaczały wszystkie gwiazdy, chłonąc w siebie niepojęty blask jego i odbijając go z powrotem, tak że były jakby zwierciadłami, w których się przeglądał. Nieogarnięta jego siła była wiekuiście żywem źródłem wszystkich ruchów, które się rozchodziły od jednej gwiazdy do drugiej, koncentrując się jednocześnie w punkcie centralnym, to jest w Bramie.
I to właśnie stanowiło przebóstwienie wszechświata, wspólnotę z duchem najwyższym, stan błogosławiony, modlitwę i szczęśliwość wiekuistą.
Wszechświat, mający punkt centralny i ognisko swe w Bramie, był, mimo że nieskończony, przez sam ten fakt ograniczony. Podobnie jak oczy ludzkie dostrzegły już w czas prastary na niebie, t. zw. zwierzyniec niebieski, czyli koło zodjakalne, tak i bogowie gwiezdni widzieli wokół siebie niezliczone koła złańcuchowane z sobą, tworzące sferyczną powierzchnię, obrazami zapełnioną. Najodleglejsze grupy stapiały się w błyszczące figury, opromieniając się wzajem, rozbłyskując na wsze strony i tworząc kształty, formy astralne wszystkich stworzeń, żyjących na ciałach niebieskich lub w przestrzeniach międzyplanetarnych. Były to niezniszczalne prawzory tego wszystkiego, co biorąc na się grubą powłokę materji, nieustannie powstaje i ginie w zmiennych ciągle kolejach stawania się.
Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/225
Ta strona została przepisana.