wszystkich kierunkach. Zdawało się, że bóg szukał stu olbrzymiemi ramionami niewidzianego wroga, który mu zagrażał.
Skutkiem zwichnięcia harmonji ruchu ciał niebieskich powstały wiry i prądy, które wyrywały całe układy gwiezdne z wszechświata stutysięcznego Bramy, a na ich miejsce wciskały się czarne fale pustki przestrzennej, podobnie jak woda morska ciśnie się w dziurę wyrwaną w boku okrętu.
W wielu miejscach jedne układy gwiezdne wpadły na drugie i powstawały pożary światów nieprzeliczonych, a huk wybuchów i żagwie płomieniste spadających gwiazd dolatywały aż do samego kręgu świetlnego Bramy.
Ryczały pioruny, rozlegał się trzask zapadającej się budowli, harmonji i równowagi świata, a muzyka sfer niebieskich konała w charkotliwych jękach, które toczyły się jak fale zalewu z jednej części przestrzeni w drugą.
Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/231
Ta strona została przepisana.