Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/271

Ta strona została przepisana.
XLV.
NOC I ŚWIT WSZECHŚWIATA.

Kamanita został sam jeden pośród zupełnej nocy wszechświata jak lampka płonąca gdzieś w kącie przed obrazem bóstwa, gdy zagasną w wielkiej hali weselnej wszystkie światła.
Jak jego cielesność okryta była substancją astralną zjawiska Budy, podobnie duszę jego objęła wyłącznie myśl o mistrzu i to było właśnie oliwą, sycącą płomyk lampki.
Przypomniał sobie każde zdanie i każde słowo mistrza, posłyszane w przedsionku domu garncarza w Rajagaha, a skończywszy je rozważać, rozpoczynał na nowo. Każde zdanie stało mu się bramą rozwierającą się na nowe ścieżki myśli, rozchodzące się w różne strony i rozwidlające bezustannie. Przewędrował wszystkie rozważnie i powoli, tak że wkońcu zrozumiał wszystko.
Podczas kiedy duch jego przetrawiał i wchłaniał w siebie myśl Budy, cielesna jego istota nasiąkała coraz bardziej otulającą ją substancją astralną, tak, że ta substancja stała się przeźroczystą. Jednocześnie zauważył, że ciemń nocy wszechświata zaczyna błękitnieć i barwa ta staje się coraz to żywszą.