Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/31

Ta strona została przepisana.

ważące wyrażenie i pospieszyłem wyjaśnić, że mówiłem tak z rozmysłem, by ukryć przed przyjacielem słodką tajemnicę mego serca.
Nie chciała wierzyć, lub udawała, że nie dowierza, ja zaś zapomniałem o lękliwości, nabrałem animuszu i zapewniłem, iż od pierwszego spojrzenia na nią, bóg miłości zasypał mnie kwietnemi strzałami swemi. Powiedziałem, że musiała być w bytach poprzednich żoną moją, gdyż inaczej trudno sobie wyobrazić tej, tak nagłej miłości. Jeśli zaś tak jest, zakończyłem, to i w jej sercu zbudzić się musiało uczucie i ona poznała we mnie chyba małżonka swego z czasu dawnych wcieleń na ziemi.
Nastawałem na nią coraz to mocniej, aż wkońcu ukryła na mych piersiach rozognioną, zalaną łzami twarz i ledwo dosłyszalnym głosem wyznała, iż jej się przydarzyło to samo, że byłaby umarła niezawodnie, gdyby jej siostra mleczna nie przyniosła na czas wizerunku przeze mnie namalowanego.
Zaczęliśmy się całować i pieścić bez końca i rozkosz nas ogarnęła niewysłowiona, gdy nagle uświadomiłem sobie konieczność rychłego wyjazdu. Cień padł na szczęście moje i westchnąłem ciężko.
Spytała przerażona czemu wzdycham, a gdym jej wymienił powód, padła napoły zemdlona na ławkę, łzy nieutulone polały się z jej oczu, a szlochanie zatrzęsło jej piersiami. Daremnie usiłowałem pocieszyć ukochaną, daremnie zaręczałem, że gdy tylko minie pora deszczów natychmiast powrócę i nie opuszczę jej już, choćby mi wypadło zostać wyrobnikiem dziennym w Kosambi. Przysięgałem, że rozpacz moja z powodu rozłąki jest równie wielka i że jeno nieunikniona konieczność zmusza mnie do odjazdu. Mówiłem zgoła