Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/35

Ta strona została przepisana.

drzew. Jest to nasza „droga mleczna“, która tam, na północy nosi ono wzniosłe miano.
Rozmawialiśmy potem o mocarnym Himavacie na dalekiej północy, skąd wytryska święta Ganga, o tem, że na szczytach jego lodowych mieszczą się osiedla bogów, a niezmierzone lasy i głębokie pieczary dają schronisko wielkim ascetom. Chętniej jednak śledziłem spojrzeniem bieg Jamuny.
— Oo... — zawołałem — gdybym posiadał baśniową łódkę z perłowej konchy, użagloną pragnieniem, a sterowaną wolą własną, kazałbym jej płynąć pod prąd, aż do źródła. Zaprawdę, powstałoby wówczas z gruzów święte miasto słoni, z wskrzeszonych jego pałaców doleciałby pogłos ucztujących i rzucających kości, a piaski Kurukczetry oddałyby poległych w boju. Wstałby sędziwy Bhisma w srebrnej zbroi, z białemi włosami, siedzący na wysokim wozie bitewnym i miotałby gładkie strzały we wrogów swoich. Nadbiegłby również mężny Fagadatta na ogromnym słoniu swym, rozgorzałym męstwem, wywijającymi groźnie trąbą, ukazałby się również zręczny Kryszna, pędzący czworo-konny wóz Arjuny w najgęstszą ciżbę nieprzyjaciół. O, jakże zazdrościłem ambasadorowi jego przynależności do kasty wojowników, gdy mi powiedział, że przodkowie jego brali udział w onym, niezapomnianym boju. Źle jednak uczyniłem. Nie tylko bowiem ród daje przodków, ale sami jesteśmy przodkami swymi. Może byłem sam pośród walczących? Jestem jeno synem kupca, ale od najwcześniejszej młodości czułem niezwykły pociąg do zapasów rycerskich i rzec mogę śmiało, że na miecze nie każdy mi sprostać zdoła.
Vasitthi objęła mnie namiętnym uściskiem, nazwała swym bohaterem i zapewniła, że jestem niewąt-