Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/62

Ta strona została przepisana.
XI.
TRĄBA SŁONIA.

Dawszy próbkę przedziwnego poglądu na świat owego niezwykłego mędrca, którego nie może dotknąć zarzut, (czyniony tylu innym znakomitym myślicielom), iż nie postępował wedle przekonań swoich i nie stosował teorji w praktyce... podejmuję ciąg dalszy opowieści. Przeżywając niezwykłe rzeczy i wtajemniczając się w sprawy nieznane mi dotąd zgoła, nie zaniedbywałem oczywiście przyswajać sobie języka rozbójników i czas nie dłużył mi się jakoś wcale. Im bardziej jednak zbliżał się wyznaczony termin, tem większe odczuwałem zamącenie spokoju duszy i nie mogłem opędzić się obawom. Glejt chronił wprawdzie wysłannika przed napaścią rozbójników, bezsilny był atoli wobec tygrysa i wezbranej rzeki, która go mogła porwać, poza tem czyhały nań tysiączne niebezpieczeństwa, mogące udaremnić, lub co najmniej opóźnić powrót. Angulimala rzucał mi ciągle tak złe spojrzenia, że nabrałem przekonania, iż pragnie tego, a pot okrywał moje ciało za każdym razem.
Czcigodny Vajasrawa ułożył z całą systematycznością i uzasadnił z nieubłaganą logiką przepisy normujące, co należy uczynić w rasie spóźnienia okupu,