Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/78

Ta strona została przepisana.

rodzimego miasta. Poczciwe dziewczęta, widząc, w jaką wpadłem rozpacz z powodu katastrofy rodzinnej, odnalazły sprawców włamania i zmusiły ich do oddania łupu grozą zupełnego odmówienia swych względów. Poza zmarnowanemi już klejnotami odzyskaliśmy niemal wszystko i sprawa zakończyła się jakotako, a strach, jaki przeżyłem, nie minął bez dobrych skutków.
Zbudziłem się z owego omamienia, w jakie mnie pogrążyło życie rozpustne, zabierające bezpożytecznie siły i czas. Chwila była zresztą decydująca, gdyż albo musiałem teraz doznać wstrętu i zmienić się, albo wziąć na się jarzmo nałogu i zmarnieć bez ratunku. Przygoda ta otwarła mi oczy. Zobaczyłem przed sobą nędzę, w której szponach musiałbym jęczeć do śmierci, pozbawiony w dodatku onych, drogich mimo wszystko, uciech.
Wspomniałem słowa kupca, posłyszane u grobu czcigodnego Vajasrawy: — Gdybym cieszył się, jak ty względami takiego męża, zostałbym niebawem najbogatszym człowiekiem Kosambi — i postanowiłem zostać najbogatszym człowiekiem w Ujjeni. W tym celu jąłem się karawanowego handlu towarami.
Nie chcę rozstrzygać, czy mój, w innych światach przebywający mistrz i przyjaciel Vajasrawa pomagał mi osobiście w przedsiębiorstwach, jak to często namyśl mi przychodziło, natomiast niewątpliwą jest rzeczą, że słowa jego były mi wskazówką i uchroniły od przeciwności. Znając zwyczaje i obyczaje różnych band rozbójniczych, wtajemniczony w tajne reguły ich postępowania, byłem w możności, nie ryzykując wcale, przeprowadzać rzeczy, na które nie odważyłby się nikt inny. Zająłem się więc samemi jeno owemi, niewykonalnemi przedsięwzięciami, zaniechawszy zwykłych podróży.