zaliczony został do osobliwości miasta i sam król zjawił się u mnie dla zwiedzenia budynku i urządzenia.
W pałacu tym urządzałem niezrównane, zabawy i dawałem bajeczne wprost uczty, bowiem z biegiem czasu pociągać mnie zaczęły ponad wszystko inne rozkosze podniebienia. Na moim stole zjawiały się nawet podczas codziennych obiadów największe przysmaki, jakie można było w danej porze roku dostać za pieniądze i wyglądałem wówczas nie tak chudo i nędznie jak teraz, po umartwieniach, długiej wędrówce i poniewierce po lasach, ale policzki me były pełne i rumiane, a nawet brzuch mi się zaczynał pomału zaokrąglać.
W czasie onym, o czcigodny, powiadano w Ujjeni, gdy była mowa o dostatkach i przesycie w jedzeniu i piciu: w domu tym ucztuje się, zaprawdę, jak u bogatego Kamanity.
Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/83
Ta strona została przepisana.