Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/141

Ta strona została uwierzytelniona.

wał, gdy ludzie zaczęli się rozchodzić, dążąc w inną stronę do innego widowiska.
Co też się z nią teraz dzieje?... — to pytanie wymykało mu się z duszy siłą konsekwencyi. Defilowały przed jego umysłem wszystkie możliwości jej osoby dotyczące, kombinowały się same i znosiły wzajemnie. Przypomniał sobie, że gdzieś słyszał, że ona weszła w stosunki z kim innym; jakiego to rodzaju były stosunki i z kim, tego nie starał się dowiedzieć, unikał nawet osób, u których mógłby w tym kierunku zasięgnąć informacyi. O głupi! czy nie lepiej ci było pójść do niej, związać jej ręce, zakneblować usta, cisnąć jej w oczy całą kaskadę zwierzeń, wyrzutów i omamień, rozkazać jej kochać siebie i zatrzymać przy sobie na pamiątkę po tej, którą nie była.
Przyspieszył kroku i uczuł napływającą w siebie siłę woli. Własny oddech wydał mu się naraz równym i melodyjnym, w okolicy podniebienia czuł miły chłód i chuchając sobie na rękę, chwytał nozdrzami swoje powietrze, mówiąc, że