Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/158

Ta strona została uwierzytelniona.

ścieżkach przeszło godzinę. Udało mu się upolować upragnioną melodyę — był nią zachwycony, duma i energia nim wstrząsnęły.
Poszedł potem do części parku bardziej zapełnionej publicznością, lecz posłyszawszy zdaleka orkiestrę, grającą w restauracyi, oddalił się jak najprędzej w obawie, żeby mu ta muzyka nie zamąciła i nie spospolitowała dźwięków krystalizujących się w jego własnej duszy.
Chciał jak najprędzej spisać je przy fortepianie i postanowił wrócić do domu. Wracając, wybrał naturalnie tę samą drogę, którą przyszedł, ot, żeby ewentualnie mieć w drodze urozmaicenie. Przez urozmaicenie zaś miał na myśli właśnie to okno z piękną nieznajomą, choć zresztą wcale o niej nie marzył. I byłby może przeszedł teraz obok okna bez uwagi, gdyby nie to, że było ono jeszcze otwarte, a w odróżnieniu od innych okien parterowych w pobliżu, które biły światłem, w tem właśnie było ciemno.
Zatrzymał się na chwilę. W głębi sa-