Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/162

Ta strona została uwierzytelniona.

w sąsiednim pokoju, w którym świeciła się lampa na stole, na razie nie było nikogo. Mimo to po takim wysiłku odwagi ogarnęła go teraz obawa; stał wciąż jeszcze przy oknie, aby natychmiast uciec w razie, gdyby kto drzwi otworzył. W istocie też fakt, że dwa pokoje były puste, musiał być wyjątkowym; najpewniej część mieszkańców wyszła była z domu, może do teatru lub gdzieindziej. Może i jej nie było? Ktoś jednak być musiał, skoro się lampa paliła.
Wtem blisko coś zaszeleściło i owinęło mu się około nóg. Był to kot, który otarłszy się o niego, wskoczył na krzesełko, stojące przed otwartym jeszcze fortepianem, cicho łapkami przebiegł po klawiszach, budząc kilka dysonansów, a potem wlazł na wierzch fortepianu, gdzie się usadowił na miękkiej poduszeczce i mruczeć zaczął. Jakby zachęcony przez kota, młody kompozytor zbliżył się do instrumentu i dotknął palcami klawiszy, ale bał się ich przycisnąć. Jego sonata wydała mu się teraz zbyt marną, żeby się