Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/168

Ta strona została uwierzytelniona.

Wówczas stojącemu już blizko progu kompozytorowi strzeliła do głowy myśl dzika. Nie wypadało mu przejść koło tej bolesnej postaci szybko i ukradkiem, jakby po złodziejsku, lecz należało dostroić się jakoś do sytuacyi. Litość jego nad Zosią, wysnute z jej powodu przedtem romantyczne fantazye, oraz jego własna niezwykła sytuacya i konieczność dalszej zuchwałości, połączyły się w nim teraz w jakiś jeden uroczysty nastrój. Stanął w progu nie kryjąc już swojej osoby i założył ręce na piersiach, wyprostowawszy się. Lecz całej tej pozy Zosia nie widziała.
— Przejdę obok niej jak duch! — pomyślał sobie w tej chwili kompozytor.
Pochyliwszy nieco głowę, przybrał wyraz twarzy niezmiernie smutny i ponury, i patrząc nieruchomo w ciemny kąt pokoju, jakby w miejsce, w którem miał zniknąć, szedł ciężkim krokiem, nie spiesząc się zbytnio, ku drzwiom tapetowanym.
Zosia mimo łez w oczach spostrzegła go i, podniósłszy raptownie głowę, krzyknęła: