Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/33

Ta strona została uwierzytelniona.

będę mógł walczyć, przecież dotrę do ciebie samego, i wyjmę z tego pancerza rzekomej jakiejś humanitarności takiego filistra, maleńkiego, zalęknionego filistra, filisterka... — mówił zupełnie już tym wyrazem rozbrojony, składając dłonie w kształcie jakby kołyski, w której chciał złożyć owego filistra.
— Jak pan powiedział? nie dosłyszałem — odezwał się Sąsiadzki. — Ministra?
— Fi-li-stra! panie Sąsiadzki!
Dyrektor patrzył na Grimmera jakby mu wyrzucał, że łamie tę niemą umowę, według której mieli obaj być względem siebie tylko w pewien sposób niegrzecznymi. Byłby przyjął od Grimmera bardzo chętnie jakąkolwiek impertynencyę, byle tylko nie coś takiego, co wyglądało na szczerość. Zerwał się tedy oburzony:
— Co ty mówisz, ty... kiepski filozofie?
— Ależ panowie, nie unoście się, Doprawdy, powinieneś pan ustąpić — szepnął Sąsiadzki Grimmerowi do ucha, a potem toż samo dyrektorowi.