Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/47

Ta strona została uwierzytelniona.

Św. Piotr brał właśnie do ręki zeszyt z brunatną okładzinką. Na białej ząbkowanej karteczce napisane było: Zygmunt Zalipski. Dyrektor poznał swoje własne pismo i zaparł dech w sobie. Św. Piotr, umaczawszy kilka razy pióro w czerwonym atramencie, jakby się przygotowywał do długiego i mozolnego poprawiania, otworzył zeszyt dyrektora.
Otworzył i czytał. Czytał, czytał, ale im dalej czytał, tem częściej trząsł głową i kręcił nosem. Dyrektor obserwował z niepokojem miny św. Piotra, a gdy doszły do kulminacyjnego punktu, zapominając o ostrożności, rzekł rozżalony:
— Ależ to zadanie nie jest znowu tak zupełnie złe.
Apostoł, zapewne trochę głuchy na prawe ucho, nie dosłyszał. Wreszcie skończył czytanie, wzniósł oczy w górę, namyślał się trochę, gładził brodę, potem machnął ręką, jakby chciał powiedzieć: »Et!« i dwoma pociągnięciami pióra przekreślił całe zadanie. Już, już chciał go dyrektor chwycić za rękę.