Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/55

Ta strona została uwierzytelniona.

olbrzymią, jej kontury zacierały się, wreszcie pozostał tylko obłok, w którym ostatni śmiech Grimmera rósł, potężniał i wstrząsnąwszy ogromnym grzmotem przestwory, zamilkł zupełnie.
Obłok był teraz jedynym przedmiotem, który posiadał jakieś kształty i granice. Wytężony wzrok dyrektora starał się nie stracić ani jednego ruchu, ani jednej zmiany, która się w tej stronie ujawniała. Karmił się niejako tym ostatnim kawałkiem życia i z rozpaczą dostrzegał, jak wypukłości i wklęśnięcia obłoku wyrównywały się, barwy obojętniały, obłok stawał się szarym, jednostajnym, wreszcie rozpłynął się w próżni.
Dyrektor pozostał sam. Czuł, że ma możność lecieć dalej, gdzie chciał, leciał tedy rozglądając się za jakimś nowym ośrodkiem życia w tej martwocie ogólnej, która była zarazem wszystkiem i niczem. Był jak ten rozbitek na morzu, który jeszcze raz wznosi głowę ponad fale, szukając okrętu, nim się na wieki w głębi zanurzy.