Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/103

Ta strona została przepisana.

po śmierci Angeliki, więc mocą asocyacyi wynurzył się w umyśle właściciela dworu ten sam stan duchowy, który w nim był przed ucieczką do lasu. Czas ukojenia jakby się zapadł, a to działało nań tak świeżo i bezpośrednio, jakby się stało dopiero wczoraj. Tylko że gdy pierwej ogarniała go groza z powodu sposobu, w jaki zginęła Angelika, teraz odczuwał coś podobnego do trwogi, i to nieokreślonej. Nieokreślonej? Czyżby dlatego, że nie chciał się przed samym sobą przyznać, iż ta trwoga dotyczy Angeliki? Bałżeby się zobaczyć może jej ducha? Zadawszy sobie takie pytania, Strumieński otrząsnął z siebie dziecinne, instynktowne uczucia bojaźni, którym poddawał się zrazu raczej dlatego, że nie zwracał na nie uwagi. A potem, gdy uprzytomnił sobie, że on miałby obawiać się, a więc nie życzyć sobie, by bodaj na chwilę wróciła do niego ona, w jakiejkolwiek postaci, — ogarnęło go wzruszenie i pewnego rodzaju litość.
A więc owszem, wzmocnił w sobie chęć ujrzenia jej duchem, prosił, modlił się niemal, aby, jeżeli niewidzialnie gdzieś tutaj krąży, raczyła się zmateryalizować i ukazać. Wzbudzał w sobie nastrój uroczysty, jaki w jego mniemaniu nadawał się do przyjęcia takiego zjawiska, odwiedzał wszystkie groźne i tajemnicze miejsca, przeniósł do dworu wielką część obrazów Angeliki, aby i w zimie mieć je przy sobie, wczuwał się w swoje otoczenie i roztapiał się w niem, aby tylko uczynić ze siebie podatne medium. Między innemi próbował też takiego eksperymentu:
W atelier Angeliki znajdowało się duże półkoliste lustro. Siadając przed niem, widział Strumieński swoją postać na tle nieba, bo na przeciwległej ścianie był umieszczony jeden z krajobrazów Angeliki. Lustro zawsze podniecało go do pewnego stopnia mistycznie. Wpa-