gdyby uświadamiał sobie sympatyę (przypuszczalną) tych wszystkich ludzi, i postanowił znowu — choćby a posteriori — usprawiedliwić tę wielką sympatyę i stać się jej godnym. Nie wiedział, jakim stekiem głupoty, złośliwości i przesądów była owa fama ludzka, która go napowrót do więzienia wtrąciła. Ale nie przyznałby się przed sobą, że prostackie powiedzenie: „on zwaryował“ otwarło przed nim — nie nad nim — znowu nowy świat, nowy rzewny ideał. Widział siebie w duchu, jak coraz bardziej pogrąża się w jedno uczucie, odgania inne, trzeźwe myśli, z początku siłą, potem one same pierzchają, wracają w coraz rzadszych odstępach, w których on rozkoszuje się potajemnie druzgotaniem własnego ducha, wreszcie znikają na zawsze, a on bredzi, majaczy, cudowne zjawiska otaczają go, na gruzach rozumu wschodzi jutrzenka przeszłości, wieczna, teraźniejsza, bo czas w swym biegu odpoczął i zasnął... (Znowu inna forma tej samej dyspozycyi ku ostatecznościom idealnym, którą poznaliśmy na str. 67.)
Przyczyną recydywy Strumieńskiego było i to, że jeszcze podczas owych prób z duchami wyłoniło się dlań pewne zadanie, którego nie chciał ominąć. Oto zmiarkował wówczas, że jakkolwiek nie można było wtargnać w jakiś świat mistyczny, to przecież jedno jest łatwo możliwem: hallucynacya! poprzednia zaś tresura miała mu być pomocną przy nowych eksperymentach, przez które znowu spodziewał się dojść do pewnych krańców, z trwogą upragnionych.
Strumieński wyrobił sobie jeszcze za czasów zajmowania się malarstwem teoryę, że organa wszystkich zmysłów są powtórzone w mózgu, w którym niejako siedzi drugi, mały człowiek. „Widział oczyma duszy“, „słyszał w duszy“ — takie wyrażenia brał dosłownie. Ciągłość
Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/107
Ta strona została przepisana.