Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/108

Ta strona została przepisana.

i plastykę swojej własnej wyobraźni uważał na regułę, mniemając, że wystarczy osiągnąć tylko wyższy stopień wmawiania w siebie jakiegoś zjawiska, aby je zamienić w wizyę. Takie wizye musieli mieć np. święci mistycy albo ludzie, cierpiący na delirium tremens, — których widzenia zalecał nawet swego czasu Angelice odtwarzać, na wzór „Myśli i marzeń głowy ściętej“ Wiertza. Zauważył dalej, że nieraz bez żadnego powodu dźwięczą mu w uszach jakieś niby słowa, oraz, że kiedy n. p. dłużej wpatrywał się w słońce, to potem ciągle migały mu przed oczyma jakieś świecące płatki, zamieniające się na czerwono-zielone (tęczowe) obwarzanki. Jeżeli zmysły w ten sposób tworzą projekcye na zewnątrz — rozumował — to i wewnętrzne obrazy fantazyi mogłyby się ta samą drogą uzewnętrzniać, objektywizować. Brakło mu jednak środków do stosownego natężania gry wyobraźni. Wiedział wprawdzie, że haszysz, opium, meskal, kokaina i t. p. doskonale się do tego nadają, lecz wzdrygał się przed takim „materyalizmem“, gdyż był jeszcze zawsze tego błędnego zdania, że jakiś niecielesny duch i wola mogą kierować ciałem; był tego zdania, chociaż jak widzimy cała duchowość jego była przez „materyalizm“ podminowana. Druga przyczyna, dla której Strumieński mimo swojego wyrafinowania nie chciał się uciekać do sztucznych podniet, była podobna do tej, która go przedtem powstrzymała od próbowania wskazówek spirytystycznych. Trzecią wreszcie było — o niej potem powiem (str. 104).
Stosunkowo najprędzej poszło Strumieńskiemu z wywołaniem efektów akustycznych. Wspominając różne zdania, wypowiedziane przez żonę, jej specyalne zwroty, charakterystyczne akcentowania, przedłużania lub skracania głosek — usiłował wprawić w ruch ten fonograf pamięci. Kilka razy już mu się zdawało, że dopiął celu,