Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/118

Ta strona została przepisana.

się, bo dowiedział się tyle oo nie. Ojciec Angeliki żył oddawna z drugą żoną i miał z nią kilkoro dzieci, a o córkę swoja nigdy się nie troszczył; to też chociaż widocznie był przygotowany na indagacye Strumieńskiego, sprawiały mu one wstyd i zakłopotanie. Strumieński nie wypytywał zanadto. Był on przez Angelikę powiadomiony, jaką sytuacyę zastanie, i poprzestawał na tem, co mu mówiono z obowiązku; natomiast domyślał się wiele i z pewnem tajnem zadowoleniem wyszukiwał podobieństwa w jej przeszłości i swojej. Z sentymentalizmu omal nie popełnił tam głupstwa: oto uroiło mu się, że najmłodsza córeczka Kauffmanna, małe dziecko, przypomina Angelikę, i chciał ją wziąć ze sobą, lecz wczas otrzeźwiły go pewne dyssonanse, — chociaż i tak, jak się zdaje, był to tylko chwilowy zapał. Strumieński zmiarkował, że ojciec Angeliki chce od niego „pożyczyć“ „małą“ kwotę pieniędzy, i dał wymijającą odpowiedź, wskutek której stosunek teścia do byłego zięcia stał się z grzecznego naprężonym. Nadto wobec całkiem pospolitego poziomu kulturalnego, na jakim się znajdował dom Kauffmanna, Strumieński zaczął w coraz przykrzejszy sposób odczuwać różnicę narodowościową, dzielącą go od rodziny swej byłej żony. Zakupił więc trochę pamiątek po Angelice, między nimi kilka jej pierwszych obrazów, zrobił dość gruby prezent najmłodszej córeczce i wyjechał, postanowiwszy w duchu nigdy już nie zetknąć się z tymi ludźmi. Wizyta u Kauffmanna dała przejściom Strumieńskiego z Angeliką poniekąd spóźnione zakończenie, wywołała w nim niesmak i potrzebę obejrzenia się za inną rodziną — czy ogniskiem rodzinnem? — i otworzyła furtkę do tego, co się potem stało.
Teraz bowiem, z pełną świadomością następstw, Strumieński porzucił dalszą podróż, osądził, że nie ma